Londyn po polsku
Naszą wycieczkę zaczeliśmy od zwiedzenia hi hi dworca kolejowego na King's Cross, gdzie dojechaliśmy pociągiem z mieściny Doncaster. Następnie przespacerowaliśmy się przez stacje mertra i zaglądneliśmy na międzynarodowy dworzec kolejowy St. Pancras International, co ciekawe tory znają siena piętrze, pod którym znajduje się pasaż handlowy. Nasze poranne zwiedzanie było związane z oczekiwaniem na moją przyjaciółkę, Baśkę. Niesamowite spotkanie biorąc pod uwagę ,że obie byłyśmy jeszcze tydzień wcześniej w Polsce, a teraz spotkałyśmy się w obcym kraju i obcym mieście. Po godzinie udaliśmy się na zwiedzanie. Tube zawiozło nas do stacji Westminster, gdzie wychodząc na wprost ze stacji ujrzeliśmy wizytówkę Londynu- Big Ben z resztą budynku oczywiście - parlamentem. Odbiliśmy w lewo i dotarliśmy na most z którego podziwialiśmy London Eye, wzdłuż brzegu rzeki deptakiem ucieliśmy sobie mały spacerek chłonąc atmosfere tego miejsca. Dalej metrem podjechaliśmy pod Green Park, gdzie pierwszy raz w życiu widziałam wiewiórki z takiego bliska , na wyciągnięcie ręki! Spacerkiem przez park dotarliśmy do Buckingham Palac, niestety oberzeliśmy budynek jedynie od strony bramy, gdyż wokół było jedno wielkie zamieszanie związane z przemarszem orkiestry żołnierskiej/ strażniczej??? w każdym bądź razie chodzi to tych śmiesznych chłopków w jeszcze śmieszniejszych dużych czarnych i włochatych czapakach!!! Dalej na moje życzenie udaliśmy się do Hyde Parku, po drodze robiąc pare fotek Wellington Arch i Marlble Arch. Z Hyde Parku udaliśmy się w kierunku Hotelu Hilton, gdzie moja przyjaciółka miała okazje pracować, no niestety nocegów tam nie mieliśmy :P Niestety grudniowe dni szybko się kończą i musieliśmy się posiepszyć do przedostatniego planowego punktu zwiedzania. Podjechaliśmy oczywiście metrem do stacji przy Tower of London i znanego Tower Bridge. Podczas zwiedzania dopadł nas nietylko alngieski deszczyk ale jaknajbardziej polski głód, a jak Polak głodny to Polak zły :P. Postanowiliśmy znaleść miejsce naszego posiłku na znanej ulicy Oxford Street, na którą dostaliśmy się oczywiście metrem. Na Oxfor Sreet powalił mnie ogrom ludzi, nie wiem czy tam jest tak na codzień czy te rozszalałe tłumy w gorączce zakupowej związane były jedynie z okresem przedświątecznym i mikołajkowym. Gdy już byliśmy pojedzeni, niestety dalej padał deszcz i zapadła noc, i przyszedł czas powrotu, lecz na sam koniec zwariowanego zwiedzania postanowiliśmy się rozstać z moją przyjaciółką przy Big Benie i London Eye, które nocą są wspaniale oświetlone i watro było je zobaczeczyć jeszcze raz.