Spacerkiem z Kasprowego
Za każdym razem z takim samym zachwytem podziwiam widoki: czubki drzew pod nami, a potem ostre jak brzytwa skały. Tym razem obserwuję jeszcze mojego syna. Tomek ma nos przyklejony do szyby i co chwilę woła: "Mamo, patrz!". Kasia - siostrzenica męża również z podziwem przygląda się otaczającym nas skałom. Jedynie Paweł za każdym razem w górskiej kolejce boryka się z lękiem wysokości.
W końcu jesteśmy na miejscu. Jest cudownie. Błękitne niebo, rześkie powietrze i przepiękna, spowita jeszcze poranną mgiełką panorama Tatr we wszystkich kierunkach świata. Góry zdecydowanie powinno się oglądać z góry.
Sporo ludzi. Jak dla mnie, to nawet trochę zbyt sporo.
Podziwiamy widok na Giewont. Może któregoś dnia i tam się wybierzemy. Trochę mam obawę, czy kondycyjnie damy radę. Dzisiaj planujemy po prostu zejść sobie z Kasprowego Wierchu. Co niniejszym czynimy.
Schodzimy więc kamienistym, dość wygodnym szlakiem, kierując się na Halę Gąsienicową. Po drodze trochę zbaczamy do Zielonego Stawu. Nigdzie się nam nie spieszy, więc często się zatrzymujemy, podziwiamy krajobraz, posilamy się i idziemy dalej. Prawdziwa sielanka. Obserwujemy jak nagie turnie zamieniają się w porośnięte trawą i kwiatami łąki, potem otacza nas pachnąca kosodrzewina.
Na Przełęczy między Kopami chwilę się zastanawiamy, konsultujemy z mapą i decydujemy się iść do Doliny Jaworzynki. Pogoda nas wprost rozpieszcza. Ani jednej chmurki na niebie. Trochę aż za gorąco. Z Kasią zgodnie orzekamy, że mogłybyśmy tu usiąść i już tak zostać. Chłopaki jednak ponaglają, więc ruszamy dalej.
W dolinie są tłumy turystów (niektóre panie spacerują w bikini). Dochodzimy do Kuźnic. Dopiero na botonowym chodniku odczuwamy zmęczenie. Może jednak z naszą kondycją nie jest aż tak źle?