Cztery doliny
Dzień pod hasłem "Że co? Że ja nie dam rady?". No i dałam. Kolana do wymiany.
Wymyśliłam sobie taką trasę bezszczytową, bo w sumie wszędzie już byłam, to może teraz coś innego 🙂. Padło na przełęcze, pierwotnie miało być przez Szpiglas do Stawów, no ale tamtędy już trzy razy szłam, to czwartego mogłabym nie wytrzymać. Co za dużo, to nie zdrowo, nawet w Tatrach 🙂. Świstówka była dobrą alternatywą, no i przede wszystkim krótszą. W Stawach zaczęło siąpić i tak siąpiło i siąpiło, że kolega, z którym podówczas byłam zaczął coś przebąkiwać, że może byśmy tak jednak zeszli na dół. No ale jak to, ja miałam plan u misałam go zrealizować 😉. Jak trochę się wypogodziło, to pomaszerowaliśmy dalej. Trasy na Krzyżne od tej strony nie znałam. Trochę mnie zdziwiło, że jakoś tak wszyscy schodzą, a my wchodzimy, no ale było jeszcze w sumie wcześnie. Jakiś ktoś mijany rzucił, żeby uważać, bo tam wyżej jest strrrrasznie stromo, ślisko i w ogóle i trzeba się tak bardzo wspinać. No nie trzeba, nie było żadnego wspinania, tylko trochę skałek. Obiektywnych trudności brak.
Na Krzyżnem była przerwa na popas i foty. Zrobiło się ładnie, wyszło słońce. Posiedziliśmy trochę za długo. Zdałam sobie sprawę, że jak się nie pospieszymy, to przez ten okropny, ponury Las Gąsienicowy będę iść już po zmroku. A miśki to coś, co można tam spotkać, a czego się boję jak nie wiem. Założyłam więc, że się streszczę tak, by być na Hali przed zachodem słońca. I zaczęłam w moich ciężkich trekach zbiegać na dół. To był mój pierwszy bieg od niepamiętnych czasów. Nie ważne, że trenowałam taniec, jeździłam codziennie do pracy na rowerze, pływałam i miałam super kondycję. To się w ogóle nie przydało. Po prostu zmasakrowałam oba kolana i tak już lekko nadwyrężone po poprzednich wędrówkach. To był krótki urlop i chciałam go maksymalnie wykorzystać, więc w górach byłam codziennie. Zachód zaliczyłam przed Przełęczą między Kopami. Odetchnęłam z ulgą, już nie daleko. Na dół zeszliśmy o szarówce. Byłam jeszcze znieczulona. Koszmar zaczął się w nocy. Ból taki, że tabletki nie pomagały. No ale jestem twarda, kupiłam nazajutrz Traumon, odczekałam jeden dzień i załoiłam jeszcze Ornak, a następnego dnia Sarnią Skałkę i Gubałówkę. A potem przez bite cztery miesiące miałam problem, żeby wejść na pierwsze piętro po schodach.