Rysy od strony słowackiej
Poranek przywitał nas niezbyt miłą pogodą. Na około wisiała gęsta mgła...nie zbyt nas to nastawiło do wędrowania sobotniego...Na parking przyjeżdżają kolejni turyści, a wśród nich dwójka Polaków-wymieniamy się kilkoma zdaniami i wymieniamy cel naszej wycieczki-dzisiaj również atakują Rysy tak jak i my 🙂Po uiszczeniu opłaty parkingowej 12e (6e/dzień), spakowaniu i życzeniu sobie do zobaczenia na szlaku z poznaną parą ruszamy na szlak prowadzący do Popradskiego Plesa, gdzie chcemy zostawić bagaż, zameldować się i ruszyć na dach Polski.
Czerwony szlak początkowo pnie się w górę, ale z każdym metrem łagodnieje dostarczając coraz to nowszych krajobrazów. Mgła utrudnia nam podziwianie tego otoczenia w pięknej aurze, ale mimo to wędruje się wspaniale. Mijamy gołoborza, skałki, limby, potoki by w końcu stanąć na skrzyżowaniu szlaków.
Przyglądamy się rogasiowi słowackiemu co, gdzie i jak- 3 minutki stąd jest schronisko w którym chcemy się zatrzymać na noc. Jest godzina 7 rano a na stołówce multum ludzi...niespotykane jak dla mnie, by stołówka byłą tak wcześnie otwarta-pierwszy plus zauważony po stronie słowackiej 🙂Przy meldunku okazuje się, że nie trzeba naszych dowodów...co nieco mnie zaskakuje. Pani pobiera opłatę za "pokój awaryjny" znajdujący się na poddaszu w wysokości 7e/osobę i tyle...wdrapujemy się do owego pokoju i widzimy...luksus...jeśli tak wygląda gleba no to jestem znowu zaskoczona na plus. Przepakowujemy plecak żeby iść na lekko i ruszamy napić się kawuni 🙂 Mam lekkie obawy czy nic nie zginie z mojego plecaka, ale liczę na to, że tu po stronie słowackiej mentalność turystów jest całkiem inna. Po kawce ruszamy na szlak. Zastanawiam się czy zabrać coś do Chaty pod Rysami, ale odpuszczam, bo 10 kg moje kolana mogą raczej nie wytrzymać :/
Szlak niebieski lekko pnie się w górę w stronę Rozstaju nad Żabim Potokiem. Nadal wisi nad nami gęsta mgła, która lekko zrasza nas przy zdobywaniu kolejnych metrów. Mijamy kolejnych turystów i nosicza w ekspresowym tempie. Szkoda mi go i myślę, że mi z takim ładunkiem na plecach stawy kolanowe siadły by po 2 metrach...podziwiam i szanuję ich pracę. Zakos za zakosem i tak spory czas...mijamy w końcu Mięguszowickie Żabie Stawy i słyszę brzęk biżuterii 🙂 Zbliżają się łańcuchy i klamry-bardzo łatwo je przechodzimy...zastanawiam się jak nosicze tu wchodzą z takim ładunkiem...co kilkanaście metrów widzimy kupki z metalowymi stopniami do zamontowania...czyżby zamierzali ułatwić im drogę do Chaty??
...wyżej i wyżej minuta po minucie widzę w oddali drewnianą tablicę z powitaniem turystów w tym zakątku Tatr, a nieco wyżej samą Chatę. Wchodzimy żeby troszkę odsapnąć, gdyż cała drogę nie przystanęliśmy ani razu. Turystów przybywa z minuty na minutę. Postanawiamy skorzystać z najsłynniejszego wychodka w Tatrach, a zaraz po tym zmierzamy na szczyt.
Tam od początku pogoda już zaczyna się zmieniać na tą jeszcze gorszą niż dotychczas. Zaczyna kropić, później jeszcze mocniej...na Przełęczy Waga chwyta nas mroźny śnieg z deszczem, gdzie całość akcji trwa dwie minuty. Znowu przestaje...na szczyt wiedzie bardzo prosta technicznie ścieżyna. Gorzej mi się chyba na Kościelca wchodziło 😉Po drodze spotykamy innego turystę z Polski i z nim ucinam sobie kilkunasto minutową rozmowę pod szczyt-przecież nie odpuszczę 😁 Widoczność mamy na dwa metry...szybkie zdjęcia, kilka zdań z rodakami i Słowakami i zmykamy w dół-siedzenie tutaj nie ma chyba sensu 🙂
Po drodze w dół postanowiliśmy się zaszyć przed zimnym wiatrem w kamiennym kręgu i tam skonsumować śniadanie 🙂 Wszyscy ciekawi zaglądali i liczyli na poczęstunek chyba, a może nadzwyczajnie zbaczali ze szlaku, bo w tej mgle ciężko było się go stricte trzymać 🙂 Na koniec wstępujemy jeszcze do Chaty pod Rysami-muszę pieczątkę zgarnąć na pamiątkę i ruszamy w dół-jest przed południem...a na szczyt zmierzają już pielgrzymki. Na łańcuchach robią się lekkie zatory i ludzie jeden za drugim szarpią nimi na wszystkie strony...po zejściu siadamy i przyglądamy się całej akcji rozbawieni.
Mijamy parę, którą poznaliśmy na parkingu w Szczyrbskim Plesie-nieco zdumieni, że my już z powrotem 🙂Przy schronisku jesteśmy przed 13:00. Szybka kąpiel i o dziwo znowu zaskoczenie...jest wrzątek! Po kąpieli postanawiamy się krótko zdrzemnąć-zajmujemy wyra i szybko pogrążamy się we śnie. Budzik budzi nas o 16-tak twardo zasnęłam, że nawet nie wiem gdzie jestem 😁 ...budzę Pawła, który się ociąga na wyrze i marudzi coś pod nosem 😁 udajemy się na pyszny obiadek i piwko oczywiście. A po skonsumowaniu na spacer na około Stawu przy schronisku. Stąd odbiega czerwony szlak Magistrali Tatrzańskiej, o której opowiadał mi Mirek. W końcu wiem o co mu chodziło 😁
...dalej na przeciwległym krańcu stawu znajduje się Cmentarz upamiętniający ofiary wypadków w górach. Udajemy się tam i w ciszy przechodzimy kolejne skały z tablicami pamięci. Mgła i ta cisza stwarzają ku temu nie opisany klimat. Po przejściu całego stawu stwierdzamy, że i tak nie ma co do roboty przy tej aurze i kładziemy się spać przed 19. Zasnęłam w momencie, by obudzić się rano o 5 na kolejny dzień przygód 🙂 Ach ... z plecaka nic nie zginęło-kolejny wielki plus tego wyjazdu 🙂
Link do trasy: http://www.planetagor.pl/places/application/TrialPage.php?ID=13837