Służbowo na Słowacji, czyli Lehota pod Vtacnikom, Bojnice – zamek i Prievidza

Chcąc nie chcąc, człowieka wysłali w podróż służbową na Słowację, gdzie spędziłem prawie 4 tygodnie. Wiadomo, żeby w weekend się nie nudzić, człowiek szuka czegoś w najbliższej okolicy do zobaczenia i zwiedzenia, tym bardziej, że nie wiadomo kiedy taka okazja się jeszcze może nadarzyć.
Mieszkałem w niewielkiej miejscowości Lehota pod Vtacnikom (przez 1 tydzień), zaś później parę kilometrów dalej, bo we wsi Podhradie przy malowniczym zamku Sivy Kamen (tak też nazywał się hotel), ale o tym może później, w innej relacji. Vtacnik (po naszemu Ptacznik) to jest najwyższy szczyt pasma górskiego (o tej samej nazwie), który wznosi się na wysokość 1346 metrów npm. Obie miejscowości w których mieszkałem są bardzo małe, spokojne i malowniczo położone wśród gór. Tutaj, gdzie nie spojrzysz, są góry. Parę razy udało mi się trafić na ciekawe warunki i widoczki do obfocenia.

W niedzielę, 4 grudnia wybrałem się do Bojnic, kilkanaście kilometrów od Lehoty, ponieważ posłuchałem porady moich słowackich kolegów z pracy, że tam to znajduje się piękny i wielki zamek, który koniecznie trzeba zobaczyć. Faktycznie, zamek w Bojnicach to coś wspaniałego, co – mam nadzieję – widać na zdjęciach. Okazało się na miejscu, że tego dnia, w pierwszą niedzielę miesiąca wstęp jest za free, więc po zakupieniu „biletu” na robienie zdjęć, stanąłem na dziedzińcu. Przy zakupie biletu pani w okienku dała mi przewodnik w polskim języku, więc było mi łatwiej słuchać (i rozumieć) przewodniczkę, choć nasze języki są tak podobne, że z tym nie było jakichś większych problemów.
Zamek w Bojnicach jest jednym z najstarszych i najpiękniejszych zabytków Słowacji. Został postawiony na skale trawertynowej nad miasteczkiem, a pierwsza wzmianka o nim pochodzi z 1113 roku. Nie wnikając w historię, zamek z okolicznymi posiadłościami był majątkiem królewskim, więc król przydzielał je oddanym sobie magnatom, tak więc przechodził z rąk do rąk. Co ciekawe, w XV wieku zamek należał do króla Macieja Korwina, po którym nosi nazwę lipa (a właściwie jej pozostałości), znajdująca się naprzeciwko wejścia do zamku. Lipa ta ma ponoć ponad 700 lat, bo rzekomo w jej cieniu król wypoczywał i dyktował akty urzędowe, które zaczynały się zawsze od słów: „Pod naszą ulubioną lipą bojnicką…”

Zamek podczas swej historii był wielokrotnie przebudowywany, a to w stylu gotyckim, a to w renesansowym, czy też barokowym. Od roku 1637 należał do rodu Palfich, którzy to władali nim do XX wieku, zaś ostatni właściciel, graf Jan Franciszek odpowiedzialny jest za ostatnią przebudowę, ponoć wzorując się na zamkach nad Loarą. Przebudowa trwała 22 lata, a jej właściciel nie doczekał niestety jej końca. W jego testamencie był zapis, by zamek został po śmierci szlachcica muzeum, tak też się stało i od 1950 budowla jest częścią Słowackiego Muzeum Narodowego.
Trasa zwiedzania przebiegała przez mnóstwo pomieszczeń, nie wiem, czy zdołam je wszystkie tutaj przywołać. Były to: komnaty, wieża pięciokątna, ogród zimowy, galeria obrazów, jadalnia, salon orientalny, salon muzyczny, najpiękniejsza chyba i najbardziej reprezentatywna Sala Złota (w której odbywają się do dziś śluby cywilne), kaplica, dziedzińce (w tym, najmniejszy z 26-metrową studnią), na zamku średnim – salon niebieski, sala wielka, kuchnia, sala marmurowa, salon przyjęć, salon myśliwski, sala herbowa, sala rycerska, okrągła cytadela na samej górze, zaś na samym dole grobowiec, no i wspaniała naturalna, trawertynowa jaskinia (o wymiarach średnica 22 m, wysokość 6 m), w której wycieczka po godzinie i piętnastu minutach się skończyła.



Naprawdę, polecam wszystkim wizytę w tym pięknym zamku, czy to przejazdem (np. na Chorwację) czy będąc gdzieś na Słowacji czy w Czechach, mówię Wam, naprawdę warto! W Bojnicach, niedaleko zamku jest jeszcze ZOO.
Po zrobieniu jeszcze rundki wokół zamku, i po krótkim spacerze po Bojnicach, pojechałem do pobliskiej Prievidzy. Szczerze mówiąc, szału nie było, ale zobaczyć miasteczko musiałem, z uwagi na to, że znajduje się tu kilka zabytków, jak kościół św. Bartłomieja Apostoła, kościół Najświętszej Trójcy (zwany inaczej kościołem pijarskim) i stanowiący z nim jeden kompleks, klasztor pijarów, kolumna Świętej Trójcy na Rynku czy też druga z kolumn, Mariańska. No, Prievidza zaliczona, można było wracać do domu, eee, do hotelu oczywiście. Warto jeszcze dodać, że jest to miasto powiatowe, a zamieszkuje w nim nieco ponad 50 tysięcy mieszkańców.
