Długi weekend sierpniowy 2016 w Poznaniu – dzień II

To był dzień typowo „muzealny”.
Ale po kolei. Po śniadanku, wyszliśmy z domu, po drodze zaopatrzyliśmy się w bilety weekendowe na przejazdy transportem miejskim. Coś fajnego i opłacalnego, bo bilet normalny kosztował, jak dobrze pamiętam 13,70 pln, a obowiązywał przez cały weekend, więc do woli można było przemieszczać się z przesiadkami po Poznaniu, tym bardziej że w mieście tym obowiązują bilety czasowe.

Najpierw dojechaliśmy z pętli na przystanek, który znajduje się tuż przy początku ulicy Półwiejskiej (nieopodal Starego Browaru), więc tym deptakiem podążyliśmy w stronę Starówki, po drodze zahaczając o Starego Marycha i wspominając, gdzie kiedyś były takie to a takie sklepy. Półwiejska, to tak samo kiedy tam studiowałem, tętniąca życiem ulica pełna restauracyjek i jedzenia na wynos. Ma jakiś swój urok.
Na Rynku znów były porozkładane stragany, strasznie mnie to wkurzyło, bo będąc w Poznaniu w czerwcu było to samo. Okazało się że był to jarmark, i to akurat ostatni weekend bodajże, więc pech. No cóż, nie można w takich warunkach podziwiać w pełni piękna poznańskiego Rynku, szkoda. Udaliśmy się najpierw do informacji turystycznej, by zasięgnąć języka, pani która nas obsługiwała, poleciła, by w ten dzień skorzystać z darmowych muzeów. Ochoczo więc ruszyliśmy najpierw do Muzeum Archeologicznego (znajdującego się w pięknym Pałacu Górków), by w międzyczasie obejrzeć, jak to trykają się koziołki na wieży ratuszowej, potem Muzeum Historii Miasta Poznania, Muzeum Instrumentów Muzycznych i na koniec, „na dobicie” Muzeum Narodowe. I to wszystko, jak pisałem wcześniej, za darmochę!

Parę zdań o wrażeniach ze zwiedzania.
Muzeum Archeologiczne. Wystawy stałe, ok. W takich muzeach zawsze jest coś wartego obejrzenia. Tu nas zaciekawiły zwłaszcza zabytki związane z religią i kulturą egipską, mimo, że widzieliśmy ogrom tego w Londynie, w British Museum, to i tu w Poznaniu wywarły na nas wrażenie, chociażby te mumie zwierząt (np. głowa krokodyla), czy papirus chowany w specjalnej gablocie z ruchomą zasłonką. Jak sobie człowiek uświadomi, ile to ma lat…Poza tym, fajne były eksponaty związane z historią Wielkopolski.



Muzeum Historii Miasta Poznania. Ekspozycja tego muzeum pokazuje dzieje miasta od XIII wieku do roku 1954. Do najcenniejszych eksponatów zaliczyć można złocony i emaliowany pastorał z Limoges z XIII wieku, zegar stołowy z herbem Poznania wykonany w 1575 roku przez poznańskiego zegarmistrza Jana Stalla na zlecenie ówczesnych władz miejskich i szklanicę cechu szewców z 1651 roku. Dużą uwagę poświęcono XIX-wiecznej historii miasta w czasach pruskiego zaboru, eksponując wizerunki znanych mieszkańców, pamiątki i przedmioty codziennego użytku. Ważny okres dwudziestolecia międzywojennego ukazują widoki miasta, dokumenty i portrety osób związanych z jego historią.
No i ta przepiękna Wielka Sień na I piętrze, nazywana również Salą Wielką – renesansowa sala, dzieło Jana Baptysty di Quadro. W sali tej zachowało się oryginalne sklepienie żaglaste z lunetami, wsparte na dwóch filarach i konsolach przyściennych. Kasetony oraz piaskowcowe filary pokrywa ornament; na suficie jest to sgraffito. Coś niezapomnianego i wspaniałego…

A dla dzieci (i nie tylko) na samym dole, można natknąć się na dwa stare koziołki, które trykały się około 100 lat temu na Ratuszu, a teraz są na emeryturze, i można z nimi sobie zrobić fotkę.
Muzeum Instrumentów Muzycznych. Jest to podobno jedyne tego rodzaju i tej wielkości w Polsce, trzecie co do wielkości w Europie muzeum.

W jej zbiorach jest mnóstwo bardzo cennych eksponatów, w tym: karnyx celtycki z przełomu II/I w. p.n.e., ceramiczna grzechotka z okresu kultury łużyckiej (3 tysiące lat), harfa z pojedynczą akcją z 1788, czy kolekcja instrumentów mechanicznych (np. katarynki). Kolekcję podzielono na cztery działy naukowe: europejskich instrumentów profesjonalnych, europejskich instrumentów ludowych, pozaeuropejskich instrumentów oraz muzykaliów.
Nie chcę wyjść na marudę, ale wg mnie, wszystkie eksponaty nie były w sobotę udostępnione dla zwiedzających, choć nigdzie tego nie wyczytałem, a zapomniałem zapytać obsługę. Tak czy siak, to muzeum było bardzo ciekawym punktem tego dnia.



Muzeum Narodowe. Na dobicie udaliśmy się na Plac Wolności, gdzie w dwóch budynkach mieści się MN. W muzeum tym możemy spotkać się oko w oko z jedynym w Polsce obrazem Claude'a Moneta "Plaża w Pourville". W nowym skrzydle eksponowane są dzieła Galerii Sztuki Polskiej od czasów oświecenia przez sztukę romantyzmu, akademizmu, impresjonizmu, symbolizmu (największy w Polsce zbiór obrazów Jacka Malczewskiego), malarstwo Olgi Boznańskiej, Wyspiańskiego, po współczesną sztukę Tadeusza Kantora oraz prace z dwóch ostatnich dekad, czyli dzieła na wskroś współczesne. Co nam się najbardziej podobało? Mi chyba jednak Malczewski. Coś w tych jego dziełach jest takiego…
Jeszcze tak gratisowo poza muzeami widzieliśmy w międzyczasie, oczywiście stały punkt programu, czyli o 12 w południe trykające się koziołki, które wzbudziły zachwyt wśród zgromadzonych turystów, zjedliśmy na obiad oczywiście obowiązkowe spaghetti z sosem bolońskim w „Avanti” na Rynku (bardzo tani i pyszny obiad, polecam!), a także byliśmy w Farze Poznańskiej (piękny, bogaty barok wewnątrz) na Gołębiej oraz przy pomniku Koziołków vis a vis Urzędu Miasta Poznania.

To był bardzo długi i męczący dzień. Ledwo powłócząc nogami, wróciliśmy na naszą bazę, na Wilczaku.