Samotnie poprzez Pieniny - Dzień IV

Trzeci dzień uraczył mnie deszczem od rana, więc wędrówkę odłożyłam na dzień kolejny. Tym razem wybór pada znów na Małe Pieniny. Postanawiam kontynuwać napoczęty niebieski szlak graniczny. W pierwszym dniu moja wędrówka zakończyła się na odcinku zejściowym do Wąwozu Homole, dlatego tym razem od tego miejsca rozpoczynam marsz. Podchodzę z Jaworków owym wąwozem na szlak pod Wysoką, dzisiaj już jej nie odwiedzam, tylko od razu kieruję się grzbietem pasma w stronę Szafranówki. Ten etap rozpoczynam po godzinie od wejścia na szlak. Mijam Durbaszkę (942) i kieruję się na Wysoki Wierch (900) – szlak nie prowadzi przez jego punkt szczytowy, jednak bez problemu można się tam wdrapać, dalej Huściawa (818), Łaźne Skały (772) i w końcu Szafranówka (742) – najpopularniejsze miejsce na tym odcinku. Dlaczego? Szlak na nią biegnie wprost ze Szczawnicy, drugi dobitniejszy argument? Można się na nią dostać wyciągiem krzesełkowym. A jak wygląda cały ten odcinek. Początkowo przypomina on kontuacje lesistej drogi z jaką miałam do czynienia pierwszego dnia, jednak znacznie szerszej i miejscami mocno stromej, jednak dość szybko wyprowadza nas ona z lasu na bardziej łąkowy grzbiet. Tutaj szerokasna ścieżka pokryta trawami z widokiem na mijane w dole miejscowości: Jaworki, Szlachtowa, Szczawnica, z Wysokiego Wierchu z kolei na strone słowacką, ponieważ w tym miejscu nie zasłaniają nam widoków drzewa. Pogoda dzisiaj niby to dopisywała, ale po wyjściu na górę wiatr wręcz mroził, więc bardzo się pochwaliłam, że mimo wszystko miałam w plecaku kurtkę 😉 prawdopodobnie lodowaty wiatr był efektem tatrzańskiej pogody, która w tym czasie zrobiła psikusa tamtejszym turystom i postanowiła schłodzić troszke ich ambicje 😉 No dobrze, więc doszłam do Szafranówki, z której już tylko pół godziny zejścia do Szczawnicy i już jestem prawie w domu... kuszące ... jednak oparłam się tej pokusie i ruszyłam dalej niebieskim szlakiem. Za Szafranówką szlak wyadhe się być dość wyczynowy, ponieważ żeby zejść kawałek w dół muszęprawie zwieszać się, trzymając się korzeni drzew, żeby sięgnąć kamienia niżej – taki swoisty małpi gaj, zwłaszcza dla osób o niepokaźnym wzroście 🙂 schodzę coraz niżej i docieram do rozstaju – moge kontynuować lub zejść żółtymi znakami do Leśnicy, wybieram to drugie. Zejście powinno zająć ok. 30 minut, a że nie jest zbyt skomplikowane udaje się tego dokonać 😉 już w trakcie schodzenia natrafiam na domki, pola, snopki i kwiaty – takie sielski krajobrazik – aż miło. Trwa on jeszcze przez chwilę, gdy przemierzam wzdłuż ulicę, którą mam dotrzeć do Drogi Pienińskiej. Czemu trwa tylko chwilę? Ano temu, że zbliżyłam się do leśnickiego centrum ruchu turystycznego, czyli leśnicki potok i skały, czyli w dalszej kolejności: bary, place zabaw, bryczki, itp. wszystkie inne atrakcje. Faktem jest, że miejsce już daleka robi wrażenie, skały wyglądają imponująco nawet nie przez sama wielkość i to, że wyrastają tuż przy drodze, ale przez fakt swego kształtu, a są one po prostu całkiem wygładzone, więc mamy do czynienia z cąłkiem pionową gładką masa skalną tuż nad swoją głową. Stąd wyszłam na znaną mi już Drogę Pienińską, kawałek drogi jeszcze przede mną, a jeszcze więcej ludzi. Jest godzina 14:00, więc odpowiednia godzina na spacerowiczów ... dlatego też jak najszybciej przemykam slalomem między nimi i szukam autobusu do Krościenka ze Szczawnicy. Słońce piecze niemiłosiernie. A przede mną ostatni dzień pobytu w tym miejscu....