Bieszczady nieplanowane II dzień: Rabia (Riaba) Skała - Okrąglik (Kruhliak)

A kolejny dzień zaczął się dość wcześnie, bo o 6 rano. Wyruszamy tak wcześnie ze Starego Sioła, by pokonać 25-kilometrową trasę przez Riabą (Rabią) Skałę i Okrąglik i zejść do wsi Smerek. Ze Starego Sioła dostajemy się żółtym szlakiem na Jawornik, inaczej - Sękowa (1021m.n.p.m.). szczyt jest w całości zalesiony. Tutaj krótki postój i zmierzamy na Riabą, którą od Jawornika dzieli nas 2h 15 min. Szczyt osiągamy szybciej (1199m.n.p.m.). mimo sporej stromizny na tym odcinku, przemierzamy go sprawnie. Widoki są dość skąpe, ponieważ całość porośnięta jest lasem w dalszym ciągu, jednak wynagradza nam to jesienny las spowity gęstą mgłą. Jest klimat. Podoba się … stąd kierujemy się na Okrąglik, inaczej Kruchliak. Będzie nas tam prowadził niebieski szlak przez 3,5 godziny. Na początku wychodzimy na Durkovec (1188m.n.p.m.), a tutaj dech zapiera … chciało by się powiedzieć:
„rosną skrzydła u ramion

Czas się w wieczność przemienia
Obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy … „

(„Ballada z gór” – SDM)
A to za sprawą cudownego widoku, który wyrósł przed nami na pasmo, którym będziemy zaraz podążać. Kłębowisko mgieł unoszących się z lasu w górę na naszych oczach, zamieniające się w chmury. Kontemplujemy ten krajobraz w ciszy i spokoju poranka. Tylko my i ta chwila. Cudownie. Jednak po raz kolejny stwierdzam, że na szlaku warto być wcześnie.



Ruszamy w dalszą drogę, która na długim odcinku raczy nas pięknymi widokami. W końcu za niebieskimi znakami docieramy do Kruhliaka, tutaj las, widoczki się skończyły. Stąd na najwyższy punkt (1101m.n.p.m.) już tylko 10 minut (nawet mniej). Ze szczytu trzeba zawrócić, by zejść właściwym dla nas szlakiem czerwonym. Cała droga wiedzie już coraz niżej, jednak ciągle faluje, co może być uciążliwe, zwłaszcza, że podejścia na tym szlaku są dość stromawe, a przy tym gruntowe, więc stawy mocno pracują, czego efektem u mnie było kłucie w pourazowym kolanie, ale nie ma co zwracać uwagi na buntujące się kolano, bo i tak trzeba dotrzeć do Smereka, czy mu się to podoba, czy nie 😉 jesteśmy coraz bliżej punktu widokowego o wdzięcznej nazwie Fereczata (1102m.n.p.m.) i tutaj jest dość intensywne wzniesienie, które pokonujemy mijając rowerzystów, wśród których tylko jeden wytrwał wjeżdżając na pagór, reszta dała za wygraną i za specjalnie nie dziwi nas to … kawałek dalej wychodzimy na polankę … rzeczywiście jest na czym oko zawiesić, więc jest to idealny moment na odpoczynek i chyba ostatni na tej trasie punkt naprawdę wart postoju. Dalej las las las …. Strome zejścia i wyżłobione wodą korytka. Tyle szczęścia naszego, że było sucho. Pogoda naprawdę dalej dopisywała i była nawet lepsza niż na Tarnicy.
Czas planowany 9h 40 min (u nas 8h); 24,8 km; w górę 1140m, w dół 1170m.

Wychodzimy w Smereku, a tutaj niespodziewanka – informacja o starej cerkwi i cmentarzu, no to wchodzę głębiej, niestety zachowany tylko krzyż. Ale dzięki informacji dowiadujemy się czegoś. Mianowicie, że wieś Smerek jest datowana na XV wiek i powstała jako osada pasterska. Cerkiew powstała tutaj w 1794 roku, w 1954 roku została ona poświęcona i nadano jej wezwania św. Wielkiego Męczennika Dymitra. Spłonęła w 1871 roku. nowa spłonęła w wyniku działań wojennych w 1946 roku. do końca istnienia cerkwi, na cmentarzu obok dokonywano pochówków. W II poł. 1946 roku mieszkańcy Smereka zostali wywiezieni na teren dzisiejszej Ukrainy. Teren ten został oznaczony przez mieszkańców wsi dla upamiętnienia tych wydarzeń w 2008 roku.
Szykujemy się na ostatni dzień wędrowania …
