Bieszczady nieplanowane I dzień: Tarnica i Bukowe Berdo

Niezaplanowane Bieszczady … to prawda. Koniec września, dostaję propozycję, jest miejsce w pokoju, rezerwacja już od 8 października. Myślę sobie: nie ma szans – urlop poza grafikiem, weekend poza grafikiem … dwa dni później odpisuję: jadę 😉 I w ten oto sposób rozpoczęła się moja przygoda z nieznanymi mi dotąd Bieszczadami. No i choć raz planowanie czegokolwiek nie leży po mojej stronie :]
Siódmego października wsiadamy we dwie do wieczornego busika, mającego zawieźć nas do Krakowa. Tam już we trzy przesypiamy noc (właściwie to we cztery, bo jeszcze psica), choć tej nocy niewiele było, to wszyscy wstali. Nie żeby od razu z jakąś wielką energią życiową, nie, ale o czasie i bez zbędnego ociągania się. O 5 rano wyjazd, tak, by na miejsce dotrzeć o godzinie pozwalającej na wyjście w teren. Musimy dojechać do wsi Smerek. Droga jest długa, z Krakowa jedziemy tam 4,5 – 5 godzin, zapakowani w piątkę plus psica no i bagaże na kilka dni, ale autko duże, więc nie stanowi to większego problemu. Wszystko przebiega według planu.

Dojeżdżamy, lokujemy się w pokojach dwuosobowych (całkiem ładnych zresztą) i choć zmęczeni podróżą, wyruszamy na szlak.
Pierwszy punkt to Tarnica. Wchodzimy na szlak od strony Wołosatego wraz z niebieskimi znakami, skąd mamy przed sobą dwie godziny drogi na szczyt. Odcinek jest krótki, ale za to uciążliwy przez zamontowane na prawie całym podejściu schodki. Coś okropnego. Cóż… podołać trzeba było, a wszystko wynagradzają widoczki na wszelkie odcienie rudości. Jest dość późna godzina, a szczyt najpopularniejszy i najwyższy w Bieszczadach, więc nie dziwi spora ilość ludzi, zwłaszcza, że pogoda jak na październik dobra, a wręcz (jak na mój gust) za duszna. Przed szczytem docieramy do Przełęczy Siodło (1275m.n.p.m.), do której będzie trzeba się wrócić, z niej na górę już tylko 15 minut. Docieramy na szczyt – Tarnica (1346m.n.p.m.). na odcinku przełęcz-szczyt, jesteśmy prowadzeni przez żółte znaki. Tutaj postój.

Żeby sobie za bardzo nie ułatwiać, kierujemy się na bukowe Berdo. Jak wspomniałam schodzimy do Przełęczy i podążamy za czerwonymi znakami w kierunku kolejnej Przełęczy Goprowskiej (1160m.n.p.m.). Droga prowadzi już co prawda tylko w dół, ale: schody…. No i jednak by dostać się na Bukowe jak widać po wysokościach trzeba zejść sporo w dół, a potem znów (po schodach) wczłapać się na górę 😉. Gdy już znajdujemy się na górze, robimy postój przed ostatnim odcinkiem drogi, prowadzącym już do zejścia. Tędy wiedzie niebieski szlak. Gdy znajdujemy się na grzbiecie droga staje się bardziej stonowana i przyjemna, zwłaszcza, że zaczęły się połonińskie klimaty, kontrasty traw z purpurą, a w tle ‘zadymione’ pasma górskie. I to jest właśnie definicja relaksu 🙂 nasza trasa kończy się w miejscu: Pszczeliny/Widełki.
Cała trasa przewidziana jest na 6h 10min przy 16,1km. Do góry idziemy 860m, a w dół 1000m.



Teraz tylko obiadek i odpoczywamy po wyczerpującym noco-dniu i przygotowujemy się na kolejny dzień z Bieszczadami (o nim w relacji z drugiego dnia wyjazdu).