Sopot i Gdańsk, czyli dwa w jednym – Jarmark Dominikański i Muzeum Bursztynu

Do Sopotu wybraliśmy się zorganizowaną grupą, na tzw. „wycieczkę jednodniową”. Autokar pełny, buzie roześmiane, bo prognozy pogody dobre, więc pełni dobrego humoru jechaliśmy Amber One na północ.
Naszym docelowym miejscem był Sopot, jednak my postanowiliśmy – z uwagi na to, że w Sopocie ostatnio byliśmy stosunkowo często – ruszyć do Gdańska. Tym bardziej, że odbywał się tam właśnie jarmark dominikański, na którym ostatni raz byliśmy kilkanaście lat temu. Skoczyliśmy więc na SKM-kę i pojechaliśmy do pięknego jak zwykle Gdańska.

Jarmark, jak to jarmark, fajna sprawa, mi nawet nie przeszkadzały tłumy ludzi, jakie przetaczały się na każdym kroku. Coś jednak jest w tym Gdańsku, i tej pięknej Starówce, że człowiekowi to nie przeszkadza. Zakupić tam można było praktycznie wszystko, czego dusza zapragnie, od „spożywki”, przez rękodzieło (drewno, biżuteria, kubki, włóczki, itp. itd.) aż po wszelkiego rodzaju mydło i powidło w stylu staroci, płyt CD, analogów czy książek. Spotkaliśmy nawet naszego podróżnika, Wojciecha Cejrowskiego (zapomniałem sprawdzić, czy był boso). Akurat na Długim Targu ustawiona była meta trasy biegowej, więc nieciekawie się chodziło między barierkami, ale daliśmy radę. Na Motławie odbywały się wyścigi smoczych łodzi, więc trochę pooglądaliśmy, jak się ludzie bawią i rywalizują. Kupa śmiechu.
Potem poszliśmy do ciekawego muzeum, ponieważ już w zeszłym roku czaiłem się, żeby je odwiedzić, ale wtedy nie wystarczyło czasu, a teraz mieliśmy go jeszcze trochę w zapasie, więc udaliśmy się na ulicę Targ Węglowy, by odwiedzić jeden z oddziałów Muzeum Historycznego Miasta Gdańsk, jakim jest Muzeum Bursztynu. Wyczytałem gdzieś w jakimś przewodniku chyba, że jest to miejsce godne zwiedzenia. I faktycznie, mogę z pełną odpowiedzialnością potwierdzić i polecić to muzeum. Tym bardziej, że nie w każdym mieście takie muzeum jest.

Jest to jedno z najmłodszych muzeów Gdańska, bo swe podwoje dla zwiedzających otworzyło w czerwcu 2006 roku. Mieści się ono w unikatowym na skalę europejską gotycko-renesansowym zespole Przedbramia ulicy Długiej. Zespół ten składa się z trzech części: Wieży Więziennej, Szyi z Domem Więziennym i Katowni. Niegdyś był to kluczowy element średniowiecznych fortyfikacji miasta, o czym możemy się przekonać w jednej z części muzeum, która prezentuje historię i etapy powstawania tego budynku. Bardzo ciekawa sprawa.
Samo zaś muzeum bursztynu prezentuje historię jego powstania, właściwości, pozyskiwanie i obróbkę tego pięknego materiału- na przestrzeni wieków. Są tu unikatowe okazy przyrodnicze, zabytki sztuki, ale i współczesne wyroby i biżuteria. Eksponatem jest też Bursztynowy Słowik z Sopotu.



Niżej podpisanemu najbardziej spodobało się PRZEPIĘKNE jajko Faberge, prezent dla miasta Gdańsk z okazji jego 1000-lecia, piękne szachy, żaglowiec oraz gitara. Coś cudnego!
W katowni zaaranżowano trzy cele więzienne, nawiązujące nastrojem i wystrojem do ponurej tradycji miasta. Można było się przestraszyć!

Generalnie w muzeum tym można spędzić dużo czasu, jak ktoś lubi te „klimaty”, a my musieliśmy pilnować zegarka, by wrócić do Sopotu, aby tam jeszcze coś wrzucić na ząb przed odjazdem, i aby nam autokar nie uciekł.
Pochodziliśmy jeszcze spacerkiem po Monciaku, na molo już nie wchodziliśmy tym razem.

To był bardzo fajny i udany wyjazd.