W czasie suszy wiele się może zdarzyć

Pierwszy dzień urlopu, jedziemy na wakacje. Gdzie oczywiście że, Kotlina Kłodzka. I jak to bywa w życiu a raczej gdy ja mam wakacje, niebo zachmurzone. Słonka ani grama, ale nic to ubrani na krótki rękawek pędzimy (o ile można powiedzieć o pędzeniu załadowanym małym autkiem po sam sufit z pełnym obłożeniem siedzeniowym) na nasz pierwszy przystanek którym jest Bardo. Wiele razy przejeżdżałam przez to miasteczko, ale ani razu nie udało mi się tam zatrzymać. Tym razem też pewnie byłoby tak samo gdyby nie spływ pontonowy Przełomem Bardzkim który zarezerwowałam z miesiąc wcześniej. O naiwności, kto robi takie rzeczy gdy za oknem od miesiąca nie pada- no ja. Docieramy na miejsce i ogarnia mnie przerażenie, stan wody niski, wszystkie opony wystają, wszelkie śmieci ponad lustrem wody, a jej kolor wręcz czerwony. Okazało się że dzień wcześniej były obfite opady w Nowej Rudzie i dlatego taki kolor wody. No nic z cichą nadzieją że, jednak spływ się nie odbędzie idziemy do kasy. I jakież moje rozczarowanie, płyniemy . To nic że woda czerwona, że niski stan wody, a miejscami jej brak. Atrakcja. I na dodatek pada deszcz. Półtora miesiąca praktycznie bez deszczu i Sahara, a dziś akurat chłodno i pada. Wywożą nas jakieś 15km poza Bardo, któtkie przeszkolenie z siadania i trzymania pagaja i wypływamy.
Płyniemy we czwórkę, sami bez trasy, mapy, z wytycznymi strategicznych punktów jakimi są mosty, przy których mamy trzymać się środka bo tam koparka pogłębiła🙂 inaczej utkniemy. I początek był super, ale potem więcej osiadania na mieliźnie której nie widać spod czerwonej wody, niż płynięcia i na dodatek pada deszcz. Ale trudno żeby zakończyć tą przygodę trzeba dopłynąć do końca. A to jakieś 3 godziny machania pagajem, nurt sam nie niesie niestety. Oczywiście chłopakom zachciało się zabawy w krecenie bączka, co skończyło się chorobą morską (moją oczywiście). No ale w czasie suszy, praktycznie bez większej wody, więcej pchając niż płynąc docieramy do celu. I co , nikogo to niezniechęciło, już są kolejne plany na spływ ale może tym razem po wiosennych roztopach.

Po przebraniu się i już w strugach deszczu idziemy zwiedzać Bardo. Centralnym miejscem jest kościółw którym znajduje się najstarsza na Dolnym Śląsku figurka romańska uśmiechniętej Matki Boskiej. Bardo to brama dawnego Hrabstwa Kłodzkiego. A samo słowo"bardo" oznacza wzgórze, warownię na wzgórzu, straż , wartę. Tutaj taką wartą jest kościół, do którego wędrowali wierni z całego świata. Podczas zawieruchy wojennej, figurka Matki Boskiej była wywożona w bezpieczne miejsce a na jej miejscu stała kopia. Ale komu to przeszkadzałao. Z obawy żeby nie uszkodzić podczas całowania świętej figurki w 1906, wykonano specjalną podstawkę z czastką Domu Loretańskiego. Potem z czasem dołączono do niej relikwie świętych.Obecnie do ucałowania podaje się relikwiarz.
Idziemy do IT i tu zonk, Kalwaria zamknięta z powodu suszy, pytam jakiej suszy przecież pada, ale to żaden argument, nie wolno zamknięte. Trudno idziemy na Górę Rożańcową i co jest dziwne ta otwarta chociaż też w lesie. Widocznie las , lasowi nie równy. To tu w 1966r podczas obchodów 1000 lecia chrztu Polski arcybiskup Bolesław Kominek koronował figure Matki Boskiej. Przybyło na tą uroczystosc tak jak kiedyś około 150 tys. wiernych. Żeby zapobiec tak wielkim uroczystością władze PRL posadziły w tym miejscu las. Same kapliczki są przeróżne. Napewno nie tradycyjne. Ale piękne. Z Góry Różańcowej widzieliśmy krzyż na Kalwarii w mgle. Więc nawet jakby nam się udało wejść to i tak widoków żadnych. I tak się zaczęły nasze wakacje🙂. A to dopiero początek.
