Giewont

Tak się dziwnie nasze losy podziały, że po raz kolejny wywiodły nas w Tatry… dwie trasy, dwa dni piękną pogodą: słoneczko bezchmurne niebo, bez upału i bez przeszywającego zimna. W prawdzie halny dnia drugiego chciał nam głowy powykręcać we wszystkie strony, ale daliśmy radę 😉 plany jak zwykle w 100% nie zostały wykonane, ale narzekać nie możemy, zwłaszcza, że przed wyjazdem wszystkie plagi egipskie dosięgły mojej osoby w formie gorączek, krwotoków i nieprzespanych nocy, ale to również nas nie powstrzymało przed całkowitym zaniechaniem wyjścia w góry.
Odnośnie planów – pierwszy dzień miał rozpocząć się wejściem na Giewont przez Dolinę Kondratową, a zakończyć na Kasprowym Wierchu, z przyczyn wyżej wspomnianych nie udało się iść dalej niż na Giewont, ale po pięciu latach przyjemnie było tam wrócić.

Idziemy przez Kalatówki. Poranne słońce pięknie kreuje krajobraz. Zdaje się, że tym razem grad nie zmyje nas spod szczytu. Z Kalatówek docieramy na Halę Kondratową – co za kolory ! błękit nieba spleciony z zielenią traw i wrzosem górskich kwiatów. Wcześnie rano ludzi jeszcze niewiele. Kierujemy się na Kondracką Przełęcz Niżną niebieskim szlakiem przez Piekło … trasa krótka dość intensywna i bardzo szybko zyskujemy Przełęcz na wysokości 1725 (od schroniska to jakieś 400 m różnicy w wysokości). Stąd pozostaje nam już bardzo niewiele do pokonania. Po odpoczynku wychodzimy na Wyżną Przełęcz Kondracką i pozostaje nam tylko 20 minut do zdobycia szczytu. Podejście ubezpieczone jest łańcuchami. Nie byłoby tu trudno, ale idziemy po tak ładnie wypolerowanych kamieniach, że można się w nich przejrzeć … tutaj i łańcuch nic nie pomoże, na szczęście większość miejsc można bez problemu obejść. Stopień trudności jest naprawdę niewielki, choć i tutaj dobre obuwie i brak lęku wysokości są jak najbardziej wskazane. no i jesteśmy na szczycie – bez trudności pogodowych i technicznych, uniknęliśmy stania w kolejce, choć troszkę ludzi było. Szczyt bardzo przyjemny wraz ze swoją panoramą. Co w tym wszystkim najdziwniejsze nie odczuwało się nawet najmniejszego podmuchu – taka pogoda naprawdę rzadko zdarza mi się w górach. Schodzenie zawsze gorsze. Tutaj dodatkowo sporo ludzi również chce schodzić, a u mnie odezwało się pochorobowe osłabienie, podsycone zmianą klimatu i cieśnienia. Udaje się zejść, ale potrzebuję dłuższego odpoczynku na przełęczy i później przy schronisku na Hali Kondratowej (postanawiamy zejść tą samą drogą, nie pakując się w trudniejsze szlaki – lepiej zrezygnować z części planów i kolejnego dnia podjąć kolejne wyzwanie niż iść na siłę i następnego dnia oglądać słońce przez okno). Zejście z przełęczy na Halę trwa krótko, bardzo szybko osiąga się niższy pułap. Pozostaje jeszcze, po dłuższym posiedzeniu, powrót do Kuźnic trasą spacerową.
Trasa ma 12,8km, przewidziana jest na 5h, w górę idziemy 885m, tyle samo schodzimy 🙂

Dzień bardzo udany do czego przyczyniła się bardzo dobra pogoda. Następnego dnia miało być jeszcze ładniej i nie kłamali, a to pozwoliło nam na osiągnięcie zamierzonego celu.


