Weekend w Trójmieście

Do 3-miasta przyjechaliśmy w piątek popołudniu. W sobotę przed południem, zaraz po śniadaniu, wyszliśmy z domu. Pojechaliśmy autobusem miejskim i SKM-ką przez Sopot na gdańską starówkę.
Szliśmy dokładnie tą samą trasą, co rok wcześniej- od ulicy Wielkie Młyny, po lewej minęliśmy kościół św. Katarzyny, po prawej basztę Jacek i Pańską doszliśmy spacerkiem już na starówkę- na ul. Węglarską. Podziwiając śliczne kamieniczki, minęliśmy Wielką Zbrojownię. Po drodze natknęliśmy się na kataryniarza z papugą.

Potem doszliśmy już na Długą, pomalutku do Neptuna, koło Ratusza i dalej Długim Targiem w stronę Zielonej Bramy i Motławy. Po lewej i po prawej prześliczne kamieniczki.
Na moście na Motławie standardowe fotki na tle Żurawia. I tutaj ciekawa rzecz, bo z okazji Jarmarku św. Dominika nad Motławą na Wyspie Spichrzów stanęło 55-metrowe koło widokowe. To niepowtarzalna okazja, by zobaczyć Gdańsk i Zatokę Gdańską z ciekawej perspektywy. Po krótkiej chwili zastanowienia, postanowiliśmy iść z córką. Coś wspaniałego, oglądać z tej perspektywy stary Gdańsk i okolice, aż po zatokę. Cena trochę kosmiczna, ale co tam, raz- niezawsze.

Po wyjściu z koła, podziwialiśmy odnowione tereny po prawej stronie Motławy- można tam spacerować i spacerować. Następnie poszliśmy na druga stronę i dalej, w dół, wzdłuż Motławy w stronę Żurawia, na szczęście, tłumów już nie było, w porównaniu z ubiegłym rokiem, ale wtedy to były jeszcze wakacje.
Następnie mijając TEN historyczny budynek Poczty i pomnik ku czci Obrońcom Poczty Polskiej, kościół św.Jakuba, bibliotekę gdańską PAN, doszliśmy przy Pomniku Poległych w 1970 Stoczniowców do bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej i przez nią weszliśmy na teren stoczni. Wyczytaliśmy wcześniej, że we wrześniu wstęp jest free, więc tym bardziej, korzystając z tego, że jesteśmy tak blisko, udaliśmy się do Europejskiego Centrum Solidarności. I tu powiem tylko tyle- coś pięknego. Z zewnątrz budynek przedstawia się imponująco, ale wewnątrz robi jeszcze większe wrażenie. Tłumów na szczęście nie było, czego się obawialiśmy, myśląc, że to weekend, w dodatku wstęp, jak już pisałem, za darmochę. Sporo było obcokrajowców. Za wejściem, po prawej stronie można odebrać audio-guide, ale my z tego nie skorzystaliśmy. To muzeum to tak naprawdę 6 większych sal (plus mniejsza sala papieska na I piętrze) na 2 piętrach. I w każdej kawał naszej, polskiej, współczesnej historii. Nasza córka, ale i my też, byliśmy pod ogromnym wrażeniem. Naprawdę, ciarki przechodziły człowieka, gdy siedziało się w Starze, którym jeździło ZOMO na akcje pacyfikacyjne, oglądając wstrząsające i brutalne sceny nagrane w tamtych czasach. Można było posiedzieć w fotelu Jacka Kuronia, wyobrazić sobie, jak wyglądały obrady Okrągłego Stołu, a nawet zobaczyć z bliska Złotą Palmę, jaką otrzymał A.Wajda w Cannes za „Człowieka z żelaza”. Można też dowiedzieć się, co jako pierwszy do Polski przeszmuglował reżyser Stanisław Bareja. Wszystko pachnące świeżością i nowością.



Abstrahując już od tego, jakie kto ma zapatrywania i poglądy polityczne, ECS to naprawdę perełka, godna zwiedzenia. Można tam spokojnie planować cały dzień, tym bardziej, że jest dużo do czytania i do oglądania. Naprawdę warto tu przyjść.
Ciekawostka- w ECS’ie był akurat prezydent Estonii, sympatyczny pan z muszką, w związku z czym początkowo zwiedzanie było nieco utrudnione.

Po wyjściu na zewnątrz oczywiście obowiązkowe fotki przed bramą (aż dziw pomyśleć, że przy TEJ właśnie bramie działy się tak ważne i historyczne dla nas, ale i dla Europy, wydarzenia), zakup drobnych pamiątek w sklepiku przed bramą, i pojechaliśmy do Sopotu. A Sopot, jak to Sopot- co tu dużo pisać? Monciak, Monciak, jeszcze raz Monciak, i Molo, na które tym razem nie wchodziliśmy… Sporo ludzi było, jak zwykle.
A w niedzielę po obiadku powrót A-1 do domu- jak to dobrze, że jest ta autostrada. Planowaliśmy jeszcze jakieś zwiedzanie po drodze, ale przecież nasi grali z Argentyną o 16:30, więc trzeba było cisnąć do domku.

Podsumowując, ten pobyt w 3-mieście można określić tylko i wyłącznie w ten sposób: było super!