Zamek Czocha, Zamek Świecie i Zamek Gryf
To była całodzienna objazdówka, nasz najdalszy wyskok na zachód 🙂 Najpierw odwiedziliśmy zamek Świecie, stoją ruiny, mysleliśmy że tylko z zewnątrz nam się uda pooglądać, ale zjawił się właściciel i za symboliczne 5 zł od dorosłego wpuścił nas na teren zamku i opowiedział trochę o historii a głównie o jego pracach remontowych i planach na przyszłość. No wiec zamek od kilku lat już jest odgruzowywany, odchaszczany i ratowane są mury, część już została odbudowana i naprawiona, reszta czeka w kolejce, zamek ma być udostępniony dla turystów, widac tu pasję i dbałość o autentyczność, elementy do remontu są skupowane często jako oryginalne fragmenty zamków historycznych, dzięki temu nie jest tu "plastikowo". Bardzo spodobało nam się to miejsce, i fajnie że właściciel poświęca swój czas i już teraz turystów raczy informacją. Akurat na zamek, gdzie praktycznie turystów jeszcze brak, przyjechało drugie auto - rejestracja STA - zgadaliśmy się że też są z Tarnowskich Gór. Świat jest mały 🙂
Potem pojechaliśmy na zamek Czocha - słynny zamek - piękny i tajemny, od lat udostępniony dla turystów, w wersji tańszej, tylko na dziedzińce i droższej do wnętrz. Niestety zdjęć we wnętrzach nie można robić, a właściwie mozna, ale nie mozna ich upowszechniać, więc odpuściałam sobie komnaty.
Po drodze do zamku Gryf wstąpiliśmy jeszcze na zamek Rajsko, ponoć same ruiny tu stały jeszcze niedawno, teraz na zamku trwa odbudowa, ladnie to wygląda, ale tu już tak gościnnie nie jest, stróż nas wygonił spod bramy bo kamery patrzą i nawet nosa wściubić nie można, Broń Boże! 🙂
Zamek Gryf, myślałam, że bardziej popularny jest niż jest. Ruiny, które jak się dowiedzieliśmy od przypadkowej osoby, nie najlepiej zarządzane są. Najpierw zdziwilismy się ceną wysoką, ale ponoć to tak od tego roku dopiero, bo właściciel żąda wysokiej kasy od dzierżawcy. Coś by się tu musiało zmienić, w mysleniu odgórnym, lepiej zagospodarować ruinki i nie rujnować turystów 🙂 Bo miejsce jest ciekawe, dla łazików idealne.
Po zamku Gryf jeszcze przejechaliśmy przez Lubomierz i Dolinę Bobru z Jeziorem Pilchowickim, ale to tak na szybko już bo nas burza goniła, ta co w Siedlęcinie ostatecznie nas złapała.