Jura w strugach deszczu czyli niedzielny spacer Mirów- Bobolice

Był poniedziałek pierwszy dzień pracy po urlopie. Ledwo potrafiłem się przemieszczać się po firmie z powodu pęcherzy powstałych po wczorajszej wycieczce na Jurę. Nie umiałem skupić się na pracy, za to w pamięci analizowałem mapę Jury Krakowsko – Częstochowskiej. - tak w pamięci.- znam tą mapę niemal w całości na pamięć. Po woli rodził się plan i zaczęło odliczanie dni do niedzieli. A miała to być wyjątkowa niedziela. Na Jurę miała jechać ze mną osoba niezwykle dla mnie ważna, lecz nie posiadając zbyt dużego doświadczenia w turystyce górskiej – moja dziewczyna. Trasa musiała więc nie być zbyt długa, zbyt trudna, ale musiała być jak najbardziej malownicza i niezwykle atrakcyjna. Pomysłów było kilka, ale ten chyba był najlepszy. A więc miało to wyglądać tak: lądujemy w Mirowie zwiedzamy ruiny zamku, następnie czerwonym szlakiem przez Grzędę Mirowsko – Bobolicką (inaczej zwaną Mirowskie Skały) do zamku Bobolice. Tam po zwiedzeniu zamku żółtym szlakiem w stronę Niegowa – do momentu napotkania szlaku niebieskiego, którym to wzdłuż skałek udajemy się do Strażnicy Łutowiec. Wracamy tym szlakiem do momentu napotkania szlaku czerwonego, którym to wracamy do Mirowa.
Mija poniedziałek, wtorek, środa. Co dziennie to samo – praca, remont, sen. I tak w kółko. Ale z każdym dniem coraz bliżej do niedzieli. I co dzień pękają kolejne pęcherze i znikają kolejne odciski. I w końcu jest – długo wyczekiwany piątek!. Ostatni dzień w pracy, później jeszcze zajrzeć na remont i sen. W końcu sobota. Rano jeszcze chwila na remoncie, ale wieczorem jestem już w swoim żywiole. Jeszcze raz analizuję mapę, pakuję plecak, impregnuję buty. Piękna sobotnia pogoda daje dużo nadziei na udaną niedzielną wycieczkę. Niestety o 23.00 wszystko się zmienia. Wiatr, deszcz – no to pięknie – pomyślałem. Chyba w tym momencie uświadomiłem sobie, że tym razem prognoza pogody niestety się sprawdzi.
W końcu nastała niedziela. Godzina 6.00 wstaję. Zerkam za okno. Niestety nic się nie zmieniło od wczorajszego wieczoru – ciągle pada. Mimo wszystko nie odpuszczam. Kończę pakowanie i szykowanie sprzętu. Aneta jest dalej chętna, żeby ze mną jechać. Umawiamy się na 9.00. Wyjeżdzam po Anetę – ciągle leje. Razem startujemy w kierunku Jury o godzinie 9.00 – tak jak było to zaplanowane. Docieramy pod zamek w Mirowie i ku mojej olbrzymiej radości deszcz zamienia się w delikatną mżawkę. Zakładam buty i już po chwili idziemy pod ruiny Mirowskiego Zamku. Niestety ciągle trwają prace mające na celu zabezpieczenie ruin i nie możemy wejść do środka. Jest pusto. Jesteśmy praktycznie tylko my. Mżawka nie ustaje, ale nie ma najgorzej. Decydujemy, że idziemy zgodnie z planem do Bobolic. Już wtedy wiedziałem, że mało prawdopodobne jest abyśmy zrobili zaplanowaną trasę w całości. Powiem więcej będzie dobrze jak dojdziemy i wrócimy do Bobolic. Na szlaku pusto. Idziemy przez Skałki Mirowskie. Nie spieszymy się podchodzimy na skałki, oglądamy widoki. Dość szybko dochodzimy do zamku w Bobolicach. Robimy kilka zdjęć Niestety zaczyna coraz mocniej padać. Aneta chce zrealizować założony przez nas cel. Zdaję sobie sprawę, że jeżeli zrobimy tą trasę w całości, to pewnie już nigdy więcej ze mną w góry nie pójdzie. Decyduję, że wracamy tą samą trasą, którą przyszliśmy. Po około 300 m mżawka, która później zamieniła się w deszcz teraz przybrała postać prawdziwej ulewy. Powrót idzie sprawnie, pomimo ulewy. W międzyczasie szlak zdążył zamienić się już w całkiem spory strumyczek. Jak pewnie większość z was wie, górska gleba nie lubi chłonąć wody, więc ta szuka sobie jakiegoś ujścia w doliny. Po chwili wracamy do Mirowa. Dalej leje. Widzę, że Anetka zaczyna przemakać, mój VaporTex zreszta po mału też poddaje się wodzie.
Ciesze się, że chodź te kilka chwil mogłem spędzić na Jurze. A i wracając, kiedy widziałem w lusterku oczka Anetki takie świecące i taki delikatny uśmieszek śmiem twierdzić, że się jej podobało. Mam nadzieje, że wkrótce uda mi się ją namówić na zakup butów i kurtki i będzie obowiązkowym toważyszem moich wycieczek.
A gdzie wybrać się w przyszłą niedzielę? Może wy coś doradzicie?