Zamek w Chęcinach
Nasze tegoroczne wakacje postanowiliśmy spędzić w „Krainie Czarownic” czyli na Ziemi Świętokrzyskiej. Już pierwszego dnia, będąc w trasie zaplanowaliśmy zwiedzenie ruin zamku królewskiego w Chęcinach. Jadąc drogą nr 7, od strony Jędrzejowa, doskonale go było widać z daleka, jak góruje nad rozległą okolicą na skalistym wzgórzu o wysokości 367 m. Resztki zamku nadal widać wyraźnie, pomimo iż wzgórze powoli zarasta coraz wyższymi drzewami.
Po zaparkowaniu samochodu na rozległym (oczywiście płatnym – 5 zł) parkingu, powoli ruszyliśmy w kierunku zamku. Wzdłuż drogi ustawiony jest szereg kramów i budek z różnego rodzaju pamiątkami. Tam oczywisty przystanek, lecz niezbyt długi, gdyż nad zamek zaczęły nadciągać czarne, deszczowe chmury. Ruszamy prosto na szczyt, ewentualne pamiątki zostawiamy na koniec. Najpierw trasa prowadzi utwardzoną kamieniami drogą, aby po około 300 metrach zamienić się typowo leśną ścieżkę. Po niedługim i niezbyt stromym podejściu dochodzimy do kamiennych schodów, które prowadzą nas do samego zamku, gdzie wchodzimy przez XVII-wieczną furtę, gdzie znajduje się kasa biletowa. Ta część warowni to zamek dolny, przeznaczony na cele gospodarcze. Posiadał on zabudowę zarówno murowaną jak i drewnianą. Na dziedzińcu widać wielką dziurę. Jest to pozostałość studni zamkowej, prawdopodobnie nigdy nie ukończonej i traktowanej jako zbiornik na deszczówkę. Dalej po kilku schodkach idzie się do zamku górnego. Stoją tu przede wszystkim dwie potężne baszty, gdzie na szycie jednej z nich znajduje się taras widokowy, skąd można rozkoszować się widokiem z góry na zamek, miasto oraz rozległą okolicę. Niestety, wchodząc na wieżę zaczęło padać, więc pozostało nam tylko szybkie podziwianie panoramy. Pomimo tego i tak byliśmy tym usatysfakcjonowani, gdyż w oddali słychać było odgłosy zbliżającej się burzy, wobec czego wejście na wieżę zostało zamknięte ze względów bezpieczeństwa (na szczyt prowadzą metalowe schody).
Po zejściu z wieży, jeszcze przez kilkadziesiąt minut chowaliśmy się przed drobnym deszczem we wnękach murów zamku, czekając na przejaśnienie. Gdy nie przestało padać, biegiem zeszliśmy na parking do samochodu, skąd ruszyliśmy dalej.
Według planów, z ruin zamku mieliśmy jechać do Jaskini Raj, lecz mimo iż blisko tydzień wcześniej próbowałem zarezerwować bilety, wszystkie były już zamówione. Zostało więc coś na kolejny raz.