Pierwszy haust wiosny - Kozubnik i Pszczyna

Wiosna przybyła w tym roku jak dla mnie dość niepostrzeżenie. Głównie dlatego, że spędziłam 2 tygodnie na walce z podwójnym wirusem grypy. Nadszedł jednak moment, gdy stwierdziłam, iż należy kategorycznie powiedzieć dość! Weekend 24-25 marca mieliśmy spędzać na przyjacielskim nalocie w Wilkowicach. Skoro nie mieliśmy sił na całość balu, postanowiliśmy przynajmniej zawieźć balującym niedzielne śniadanko. Dzięki temu postanowieniu odwiedziliśmy dwa totalnie różne miejsca – Kozubnik i Pszczynę.
Kozubnik to maleńka wieś w cieniu góry Żar. Właściwie jest to część Porąbki. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wybudowano tam rozległy ośrodek wypoczynkowy należący do Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był jednym z najbardziej luksusowych ośrodków wypoczynkowych w Polsce. Posiadał własną bazę medyczną, był samowystarczalny – własne ujęcie wody, oczyszczalnia ścieków, zasilanie awaryjne. W najwyższym, najbardziej luksusowym budynku ośrodka nazwanym „Pod Kiczorą” wypoczywali nie szarzy pracownicy polskich hut lecz ówcześni prominenci. Wokół restauracji z podziemnym parkingiem, basenu i budynków z pokojami dla wczasowiczów, rozpościerał się park-ogród z ukrytymi pośród zieleni kortami tenisowymi i innymi atrakcjami. Pomiędzy budynkami płynął sztuczny strumyk z fontannami. Legendy mówią, iż na drodze prowadzącej do ośrodka, a zakończonej szlabanem, postawiono pierwszą drogową sygnalizację świetlną w Polsce. Wraz z upadkiem komunizmu, gdy ośrodek uległ prywatyzacji, jego kondycja zaczęła się pogarszać. Utrzymanie takiego kolosa nie należało z pewnością do łatwych, a nowi właściciele liczyli chyba na łatwy zysk. W roku 1996 sąd ogłosił upadłość spółki prowadzącej ośrodek. Od tamtej pory był on systematycznie rozgrabiany i niszczony. Dziś na drodze prowadzącej do ośrodka znajdujemy zakaz wjazdu i ostrzeżenia przed zagrożeniem ze strony walących się budynków. Każdy z nich zaścielony jest szkłem z powybijanych szyb i odłamkami kafli. Ściany i sufity prezentują ciekawskim resztki dawnego splendoru. Z pewnością „zwiedzanie” nie należy do bezpiecznych, lecz prawie wszędzie da się wejść. Często można tu spotkać paintballowców, którzy dość wyraźnie wzięli to miejsce pod „opiekę”. Widzieliśmy także grupkę młodych mężczyzn ćwiczących się w zjeżdżaniu na linach z najwyższej kondygnacji hotelu „Pod Kiczorą”. Cały teren ośrodka jest fascynujący i bardzo przygnębiający.

Zainteresowanym polecam linki - http://www.opuszczone.com/galerie/kozubnik/index.php
i http://www.youtube.com/watch?v=ZuIqU4jq84w

Pszczyna przyciąga turystów atrakcjami innego typu. Mamy tu Pokazową Zagrodę Żubrów (w której znów nie byliśmy), mamy pszczyński zamek-pałac należący do rodu Hochbergów, w którym przez pewien czas mieszkała śliczna i smutna księżniczka Daisy Hochberg von Pless (zanim nie przeniosła się do Książa w Wałbrzychu), mamy rozległy park (świetne miejsce na szukanie wiosny, acz jeszcze nie było jej jakoś szczególnie dużo) no i mamy ryneczek (dziś słoneczny, wypełniony po brzegi turystami, podzielonymi na dwie lodziarnie – pierwsze wiosenne lody!). Spędziliśmy tu ledwie pół godziny i wizyta w pięknej, zadbanej i poświęcającej turystom mnóstwo uwagi Pszczynie była czymś totalnie przeciwnym do wizyty w Kozubniku. Zamek w pszczyńskim parku odwiedziliśmy parę lat temu. Naprawdę uważam, iż warto wejść do środka, chociażby po to, aby obejrzeć piece w pokojach. Spacery po parku mogą zająć nawet cały dzień, lecz można też objechać go bryczką – koszt 25zł, acz przyznaję iż nie wiem, czy to od wszystkich w bryczce, czy od każdego z osobna? No i ile trwa taka przejażdżka? Ja spacerując po alejkach postawiłam sobie cel – sfotografować jak najmniej osób! A najlepiej, jakby na zdjęciach nie było nikogo. Zadanie prawie nierealne. W tę piękną niedzielę, z domów wyległ chyba cały Śląsk i cały postanowił wpaść akurat do Pszczyny. Nie ma w tym nic dziwnego, zresztą i my poddaliśmy się ogólnemu pędowi. Postanowiliśmy przyjechać w któryś sobotni poranek. Wczesnym rankiem może będzie bardziej pusto?
PS. Zdjęcia z Kozubnika są nie tylko z dzisiejszej wyprawy, lecz także z pierwszego odkrywania tego miejsca w październiku zeszłego roku.


