Zimowy Beskid Niski
Tym razem na naszą zimową wyprawę w Beskid Niski wyruszamy w piątek rano. Na miejscu w Wysowej Zdrój jesteśmy około godz. 13 – ej. Jako, że mieliśmy być później, gospodarze naszej kwatery nie oczekują nas. Możemy chwilę zaczekać, aby wejść do mieszkania, lecz my podejmujemy decyzję, że zrobimy sobie „przetarcie” prosto z samochodu. Ma to być krótka wycieczka narciarska. Niepotrzebne rzeczy lądują w samochodzie, zakładamy narty, plecaki i w drogę. Moi towarzysze nie uznają siebie za wyśmienitych narciarzy, jak twierdzą „biegówki” mieli na nogach kilka razy, ja stoję na nartach po raz pierwszy. Ruszamy, oni pewniej, ja spokojnie i stwierdzam, że jakoś tam jadę. Ela i Tomek mówią, że jak na pierwszy raz to radzę sobie bardzo dobrze. Jadę jak jadę, to może mniej ważne, najfajniejsze jest to, że mam z tego niezły ubaw. Poruszamy się niebieskim szlakiem pomiędzy Wysotą(784) a Czarnym Działem(706), leśną, wygodną drogą raz w dół, raz w górę, przekraczając potok Miedwidek. Jest mroźno, słonecznie, dużo śniegu, las wygląda przepięknie. Bawimy się pierwszorzędnie. Co pewien czas zastanawiamy się czy wracać już czy nie, ale w końcu zapada decyzja: do przodu. Dochodzimy (dojeżdżamy?) do znacznie szerszej drogi, skręcamy w lewo i zatrzymujemy się przy cmentarzu z I wojny światowej. Stajemy przed, jak się okazuje, nie lada wyzwaniem polegającym na odnalezieniu cmentarza. Jest on oddalony od drogi około 100 m, ale w metrowym śniegu, przy zasypanych ścieżkach, pokonując ostre wzniesienie wcale nie jest to proste. Po dłuższym czasie odnajduję cmentarz. W późno popołudniowym słońcu, ośnieżony, prezentuje się niesamowicie. Projektantem cmentarza był Dušan Jurkovič, pochowano tu 103 żołnierzy austro – węgierskich oraz 196 rosyjskich. Ponownie zakładamy narty i czarnym szlakiem w dół do Blechnarki. Jedzie mi się dużo gorzej niż w pierwszej części trasy, moi towarzysze są daleko z przodu, cóż nie ma się co dziwić, oni już trochę jeździli. Dochodzimy do Blechnarki i teraz szlakiem żółtym podziwiając widoki na otaczające nas góry docieramy do cerkwi pw. św. Kosmy i Damiana z 1801 r. Powoli zapada zmrok, gdy dojeżdżamy do Wysowej robi się ciemno. Jedzie mi się fatalnie, zastanawiam się, czy jest różnica, która narta lewa a która prawa. Męcząc się dochodzę wreszcie do XVIII wiecznej cerkwi św. Michała Archanioła, tam czeka na mnie Ela, zdejmuję narty, dalej idę piechotą. Ela jedzie. Docieramy do naszej kwatery, Tomek już rozładowuje rzeczy z samochodu. Miło jest wejść do cieplutkiego pokoju. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni, kawał pięknej drogi dookoła Wysoty zrobiony. Świetnie smakuje gorąca obiadokolacja, potem już wspomnienia kąpiel i spać. Jak się okazuje, jest różnica na którą nogę zakłada się która nartę, prawdopodobnie przy cmentarzu zamieniłem narty i później miałem tego efekty.
Wstajemy rano, jest sobota, na śniadanie, jak zwykle, niezwykła jajecznica. Mamy bardzo ambitny plan. Wysowa – Ropki – Przełęcz Prehyba – Bieliczna – Izby – Lackowa – Wysowa. Wychodzimy, podążamy przez Wysową koło cerkwi i kościoła pw. Wniebowzięcia NMP. Skręcamy w lewo i niebieskim szlakiem, wygodna drogą kierujemy się na Przełęcz Hutniańską(645). Pogoda dopisuje, jest słonecznie i zimno. Wznosimy się na przełęcz, potem Tomek zjeżdża w dół, ja z Elą schodzimy, zrezygnowaliśmy dzisiaj z nart, niesiemy przypięte do plecaków rakiety. Dochodzimy do Ropek, tam zmieniamy szlak na żółty. Schodzimy z wygodnej drogi i zakładamy rakiety. Teraz po głębokim śniegu. Wchodzimy w las, na początku lekko wznosimy się do góry. Zatrzymujemy się na drugie śniadanie. Jest pięknie, ośnieżone świerki i skrzący się od promieni słonecznych śnieg. Po chwili ruszamy dalej, szlak zaczyna się wznosić coraz bardziej do góry, teraz już jesteśmy na dość stromym podejściu. Pod górę i pod górę, moi współtowarzysze zostają trochę z tyłu, idę pierwszy i pierwszy osiągam przełęcz Prehybę. Dochodzą Ela i Tomek, jesteśmy bardzo zmęczeni, siadamy na powalonym pniu i postanawiamy zmienić nasz ambitny plan. Nie wystarczy nam czasu. Postanawiamy iść żółtym szlakiem na Białą Skałę i Ostry Wierch, potem zobaczymy. I znowu pod górę zarośniętym szlakiem. Współczuję Tomkowi, któremu na biegówkach nie może być lekko. Jest Biała Skała(903). Teraz troszkę w dół, troszkę płasko, pofałdowanym terenem, pomiędzy drzewami prześwituje Lackowa, fotografujemy pięknie ośnieżony las. Przed Ostrym Wierchem(938) spotykamy trzech turystów, jeden ma narty, dwóch idzie na butach. Zamieniamy z nimi kilka słów, pozdrawiamy i do przodu. Zmęczeni osiągamy szczyt. Wiemy, że o Lackowej, głównym celu naszej wyprawy musimy dzisiaj zapomnieć, w tych warunkach nie damy rady, będziemy musieli poczekać na zdobycie zimą najwyższego szczytu polskiej części Beskidu Niskiego. Dochodzimy do granicy ze Słowacją, spotykamy jeszcze jednego narciarza, rozmawiamy z nim, potem skręcamy w lewo. Teraz idziemy grzbietem, wchodzimy na Cigelkę(805), teraz już cały czas w dół, Tomek wreszcie może pozjeżdżać. Idziemy w stronę przełęczy podziwiając piękne widoki na Busov(1002) i Lackową(997). Jesteśmy na Przełęczy Cigielka, skręcamy w lewo i ostro w dół do Wysowej. Gdy wychodzimy z lasu robi się ciemno, widzimy światła uzdrowiska. Spokojnie dochodzimy na nasza kwaterę, gdzie wita nas zaniepokojony troszkę naszą długą nieobecnością gospodarz. Tłumaczymy mu, że my tak zawsze... To był niesamowicie ciężki i zarazem piękny dzień. Odpoczywamy, jemy gulasz i nogi powoli przestają boleć.
Wstajemy, jest niedziela, a więc dzień powrotu. Wsiadamy do samochodu, jedziemy ośnieżonymi, beskidzkimi drogami a termometr momentami pokazuje -22 stopnie. Nie, nie do domu, Lackowa czeka! Dojeżdżamy do Izb, tam zostawiamy samochód i ruszamy w pełnym słońcu na Przełęcz Beskid(644). Dzisiaj mamy jeszcze jednego towarzysza, idzie z nami piesek, którego w żaden sposób nie potrafimy namówić do powrotu. Szeroka droga wyprowadza nas na przełęcz. Tutaj szukamy oznakowania szlaku, wreszcie jest, skręcamy w lewo i idziemy lasem, przed nami przejechał tędy skuter śnieżny, po jego śladach idzie się wygodnie. Jest płasko lub lekko pod górę, szybko pokonujemy odległość, widzimy przed nami Lackową. Wznosimy się coraz mocniej do miejsca, gdzie nasza droga staje dęba. To osławiona zachodnia ściana Lackowej. Zaczynamy piekielne podejście. Wolniutko, ostrożnie pod górę, świetna zabawa. Za plecami mamy przepiękny widok na Tatry. Fotografujemy. Lekkie wypłaszczenie i jeszcze stromiej. Tym razem śnieg jest naszym sprzymierzeńcem, jest na czym postawić nogi. Dochodzimy do końca stromizny, czujemy się wspaniale. Teraz ciągle pod górę, ale już nieporównywalnie łagodniej. I jest szczyt Lackowej (997) i to zimą! Stajemy pod tablicą z nazwą szczytu, fotografujemy. teraz już w dół, dłuższy czas na Przełęcz Pułaskiego(743). tutaj opuszczamy znakowany szlak, skręcając w lewo, wygodną drogą dochodzimy do Bielicznej, pięknego miejsca, po nieistniejącej już wsi. Wchodzimy tutaj do małej, murowanej cerkwi z 1796 r. Zdejmujemy rakiety i szeroka droga prowadzi nas do Izb. Piesek idzie do domu, my wsiadamy do samochodu. Szczęśliwi i zadowoleni, z mnóstwem wspomnień wracamy do swoich domów.
Dziękuję Eli i Tomkowi za wspólną, zimową włóczęgę, za śmiech, za walkę, za radość na ścianie Lackowej.
Naturze za śnieg i brak wiatru.
Mariusz Wiśniewski