Rysianka
Plan obrany, szlak też: Skałka - Hala Boracza - Hala Lipowska - Rysianka - Skałka. Świetna pętla z pauzą na pierogi na Hali Lipowskiej. Góry w wszelkiej postaci mam napisane w CV. A z tym CV to nie kłamstwo. Gdy szukałem pracy, moje CV pod napisem hobby posiadało wpis - góry. Pełen rzetelnej ufności i przepełnionej dumy, zostałem posadzony na pośladku (bez uprzedzenia) przez jedną osobę: - Wszak co druga osoba w swoim CV zapisuję, że lubi góry - komunikowała. A tak miło żyło się miłej niewiedzy, z przeświadczeniem o swojej unikatowości... Kobieta z bloku obok pewnie też ma wprowadzone w CV góry, przecież co weekend jeździ z koleżankami na pobliski Dębowiec. W CV góry ma też kierujący quada, który chasa bezkarnie po leśnych szlakach, rozjeżdżając niewielkiego robaczka, który z pewnością posiadał w swoim CV - góry.
Jakby się tak przyjrzeć naszej trasie na mapie to oprócz trzech schronisk, będziemy mieli gratkę przejść przez parę Hal. Zaczynamy od Hali Boraczej, dalej Hala Studzionka, Hala Redykalna, Hala Skórzacka, Hala Bacmańska, Hala Gawłowska, Hala Bieguńska, Hala Lipowska, Hala Rysianka i Hala Pawlusia. W zasadzie to żadnej wielkiej górki nie zdobywamy, jeno same hale...A na halach powinny być owieczki! Przynajmniej latem.
Naszą przechadzkę rozpoczynamy w Żabnicy Skałce. Mały mróz sprawił swoje - czarny szlak na Halę Boraczą wymaga predyspozycji ekwibrystycznych. A w moim wieku, bez tego, ani rusz zimą w góry 🙂 Jest niewielkie oblodzenie na jezdni. Co interesujące, jest nawet sporo śniegu. Zima w tym roku się ociąga i tak na prawdę jest to jedno z pierwszych (nie wyliczając październikowych Tatr) spotkań z Zimną Panią. Sam szlak na Boraczą nie jest trudny, na zaczątku powiedziałbym, że nawet monotonny. Jednak radosne konwersacje, nie wspominam nawet o czym - dlatego bez wątpienia o niczym, pochłaniają nam czas. Docieramy na Halę Boraczą, która pozdrawia nas widokami w stronę Rajczy. Jest jakoś dziwnie pusto, nawet wiatr nie wieje, tylko słychać sielskie trzeszczenie śniegu pod naszymi butami. Widać, że sama Hala jest zacnie przewiana, śniegu sporo mniej niż na szlaku. Idziemy zobaczyć do obiektu schroniska. Wokół budynku również czas trwa w zawieszeniu. Z małą niepewnością otwieramy drzwi prowadzące do wnętrza. Ktoś tu jednak, przetrwał ten Armagedon. Jest tu jednak życie! Grzecznie wypytujemy się Pani - Czy moglibyśmy wypić własną herbatę. Teraz chyba lepiej się pytać, bo kuriozalne prawa rządzą się w niektórych schroniskach. Kobieta nam odpowiada: - Oczywiście, nie ma problemu. Co do samego obiektu schroniska, a w zasadzie samej jadalni, to delikatnie komunikując: nie ciska na kolana. Posiadałem odczucie, że czas się tu jednak zatrzymał, zatrzasnął drzwi i powiedział: Mam to wszystko gdzieś! Zostaję tu na dłużej!
Pani nawet proponuje nam, przy takiej pięknej pogodzie, żebyśmy poszli górą (czyli rzekłbym, może na wyrost - granią), bo widoki będą piękne. Ciekawostką w budynku są przywarte do tablicy karteczki z różnymi wpisami. Coś w nurcie księgi gości, lub facebookowych like'ów w wersji outdorowej - np. Lubię, bo czas tu wpadł i się zatrzymał. Lubię, bo mogę sobie tu bez kłopotu zjeść prywatne kanapki. Można sobie te karteczki poczytać, lecz lepsze znam zajęcia.... Idziemy na szlak. Słońce wychodzi ponad grzbiet, który dziś będziemy zdobywać. Na grzbiecie znajduje się pięć szczytów: Redykalny Wierch, Boraczy Wierch, Lipowski Wierch, Rysianka jak również na północnym wschodzie szczyt Romanki. Romanka wybitnie opanowała najbliższe przestrzenie. Nieco niechciana, odseparowana przełęczą od Rysianki przykuwa wzrok. Lekki mróz mimochodem hartuje nasze organizmy.
Dochodzimy do rozwidlenia szlaków. Czarny wiedzie pod górę, ma Halę Redykalną (żółty szlak). Zielony dalej trawersuje grzbiet , aby dołączyć do szlaku żółtego za Halą Bieguńską. Wiodąc się radą pani ze schroniska na Boraczej a także wcześniejszym zamiarem, podążamy na centralny grzbiet. Czym wyżej tym śniegu więcej, ogarniamy także coraz obszerniejszą panoramę Beskidu Śląskiego, a w dali także Beskidu Małego. Pierwszy śnieg zawsze cieszy najwięcej, sama jego obecność poprawia nastrój. Na przeciw widać Baranią Górę wraz ze Skrzycznym i oddalonym Klimczokiem. Po prawej cały czas towarzyszy nam Sucha Góra. Pojawia się także poszarpaniec, czyli Wielki Rozsutec w Małej Fatrze.
Dochodzimy do żółtego szlaku. Do kluczowej grani. Wewnętrzna radość, odzwierciedlona na zadowolonych twarzach. Odsłaniają się nowe przestrzenie, dalej okrywają się też Tatry. Na grzbiecie śniegu wiele więcej. Momentami jest porządnie nawiane - brodzimy w śniegu do kolan. Odwykłem od tego i trochę mnie to męczy. Za dużej wagi jestem na takie manewry 🙂 Proste przestrzenie i nader zaskakująco urocze hale, pokryte grubą powłoką śniegu, zauroczyły nawet takiego malkontenta jak ja. Zwyczajne drzewa pokryte śniegiem posiadają swój bajeczny klimat. A Cysorkie Tatry w całej okazałości... Sam Wielki Chocz ponad chmurami przedstawia swój czubek...
Dochodzimy na Halę Lipowską, do najlepszego schroniska w Polsce wg czytelników "n.p.m.". Zamawiamy zachwalane pierogi i w zacnych humorach oczekujemy swojego zamówienia. Durne oczy cieszą się jak głupie. W żołądku konwulsje, w ustach ślinociek. Wszystko przez ręcznie wytwarzane pierogi z serem i borówkami, a na nich bita śmietana, borówki i kawałeczek kiwi. Kulinarnie jestem kupiony przez schronisko na Hali Lipowej... Sama Hala Lipowska mieści się na zboczu porośniętego lasem Lipowskiego Wierchu lub jak kto woli Lipowskiej Góry (1324 m). Maltretuje nas widokami - panorama Tatr, Małej Fatry jak również Beskidu.
Schronisko na Rysiance jest oddalona od Hali Lipowskiej o około 15 minut marszu z pełnym brzuchem. Bardzo dobre jedzonko bardzo rozleniwia, to niedobre chyba też. Jestem wybitniej skłonny ku drzemce niż pieszej wędrówce. Jednakże to chwilowa słabość. Idziemy na Halę Rysiankę. Szlak kieruje lasem, jednak gdy dochodzimy do Hali, widoki po raz kolejny powalają na kolana... Są Tatry, jest Mała Fatra, jednak jest także na wyciągnięcie dłoni Pilsko oraz niewiele dalej Babia Góra. Taki mały raj na ziemi. Hala Rysianka jest bardzo duża i największa na naszej dzisiejszej trasie. Oj jak ja kocham takie przestrzenie. Do schroniska udajemy się hmmm jakby to zakomunikować tylko na chwilkę....