Trochę zimy na święta II
Zgodnie z planem ruszamy w Beskid. Samochód zostawiamy przy ulicy Akacjowej w Poniwcu - dzielnicy Ustronia. Jesteśmy na 12.00 umówieni z rodzinką na szczycie Czantorii. Niebieskim szlakiem winniśmy dotrzeć w półtorej godzinki. Sprzęt fotograficzny zapakowałem w nową torbę - prezent od Aniołka. W szczęsliwości swej nie włożylem karty do aparatu i pozostał mi spacer z lustrzankowym chlebakiem. Szlak szeroki, biegnący trawersem północnego zbocza Kończyna, nużącym długim podejściem, bez punktów widokowych idealnie nadaje się treningu kondycji lub zamiany świątecznych kcal w kW. Z wysokością przybywa sniegu, więcej go tutaj niż w Beskidzie Małym, ale dopiero powyżej 900 m.n.p.m. robi się bajkowo. Mgły otulają szczyty. Robimy kilka zdjęć z telefonów. Ranczo zamknięte. W czeskim schronisku pełno - nie ma wolnych miejsc. Jeszcze 500 m do celu i na W. Cz. jestesmy przed czasem. Za całą złotówkę nabywam naklejkę do książeczki poleconej przez Stasia, a rodzinka ze sprzętem do zjeżdżania na czterech melduje się w komplecie. Teraz wędrowanie nabiera tempa - ciężko dogonić pędzące w dół dzieciaki. Przy górnej kolejce jesteśmy w 10 minut. W dół zbiegamy niebieską trasą narciarską w dwadzieścia kilka minut. W lecie zejście z Czantorii męczy kolana - tym razem w śniegu igraszka. Rozstajemy się na parkingu pod wyciągiem. Pozostało nam doczłapać asfaltem 2 km z hakiem do samochodu przy Akacjowej.