Giewont 30.08.2011
Po jednodniowej aklimatyzacji w Tatrach, mamy tu na myśli wejście na Gubałówkę i zejścia przez Pająkówkę i Butorowy Wierch postanowiliśmy nie tracić więcej czasu na kolejne oswajanie się z wysiłkiem górskim. Naszym celem stał się Giewont i jego 1895 m n.p.m. Może niezbyt ambitny i nie szczególnie wymagający szczyt, ale jednak ważny cel dla wszystkich wielbicieli Tatr, który należy zdobyć, tym bardziej, że do tej pory nie wszyscy z nas mieli okazję stanąć na jego wierzchołku.
Wyjście z naszej kwatery zaplanowaliśmy na 7:00 rano i po małym poślizgu o 7:30 wyruszyliśmy w drogę. Żeby nie tułać się busikiem postanowiliśmy udać się pieszo najkrótszą drogą w kierunku Tatrzańskiego Parku Narodowego. O ok. 8:00 Dotarliśmy pod Wielką Krokiew, gdzie pozdrowiliśmy młodych skoczków narciarskich rozpoczynających poranną przebieżkę oraz zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Bardzo przyjemnie było zacząć dzień od porannego spaceru, tym bardziej że pogoda dopisywała i do tej pory, całą drogę mogliśmy podziwiać cel naszej wyprawy w całej okazałości. Od Wielkiej Krokwi czarnym szlakiem skierowaliśmy się w kierunku Doliny Białego. Po około 10 minutach marszu stanęliśmy u wejścia do TPN. Uiściliśmy opłatę i ruszyliśmy w dalszą wędrówkę tym razem żółtym szlakiem. Początkowy odcinek nie był wymagający lecz z czasem było coraz bardziej stromo. Szliśmy jednak równym, spokojnym tempem podziwiając kondycję sporej grupy turystów z Francji w dość zaawansowanym wieku. Po około 75 minutach dotarliśmy do czarnego szlaku i udaliśmy się nim w prawo w kierunku Czerwonej Przełęczy, do której czekało nas 15 minut, jak się później okazało dość stromego podejścia. Z przełęczy poszliśmy w prawo w kierunku północnym czarnym szlakiem na Sarnią Skałę- ok. 15 minut podejścia. Na szczycie mierzącym 1377 m n.p.m. okazało się że wysiłek się opłacił. Konsumując drugie śniadanie, podziwiać mogliśmy panoramę Zakopanego po północnej stronie i dobrze znanego nam śpiącego rycerza po stronie południowej. Nadszedł czas by ruszyć w dół. Z Sarniej Skały dotarliśmy w ok. 10 minut po raz kolejny do Czerwonej Przełęczy 1301 m n.p.m. Tam napotkaliśmy wielu odpoczywających miłośników Tatr. Dalej skręciliśmy w prawo i podążaliśmy czarnym szlakiem Drogą Nad Reglami w dół w kierunku Polany Strążyńskiej 1042 m n.p.m. Zajęło nam to ok. 35 minut. Na polanie kusiło nas podejście nad Wodospad Siklawicę żółtym szlakiem, jednak postanowiliśmy oszczędzić siły oraz czas i iść czerwonym szlakiem Doliną Grzybowiecką w kierunku Giewontu. Do przełęczy w Grzybowcu 1311 m n.p.m. dotarliśmy w ok. 50 minut. Na grzbiet Grzybowca podążaliśmy początkowo po kamiennych stopniach, a następnie po drewnianych progach. Przechodząc grzbietem naszym oczom ukazała się Sarnia Skała, na której to mieliśmy przyjemność niedawno podziwiać wspaniałe widoki. W ok. 40 minut doszliśmy do przełęczy Siodło, gdzie zatrzymaliśmy się, aby zregenerować siły przed czekającym nas ok. 40 minut wejściem na szczyt. Przyszła wówczas pora żeby ubrać bluzy, ponieważ dawało się odczuć zimny wiatr. Po około 30 minutach wędrówki zmuszeni zostaliśmy schować kijki, które do tej pory wspomagały nas podczas wędrówki. Końcowy odcinek szlaku na Giewont pokonuje się bowiem przy pomocy łańcuchów. W sezonie pod krzyżem (17 m wysokości, 1895 m n. p. m) tworzą się kolejki, my natomiast mieliśmy to szczęście, że na szczyt dostaliśmy się praktycznie bez żadnego oczekiwania. Nasz wysiłek wynagrodzony został pięknym widokiem, między innymi na Czerwone Wierchy. Po chwili kontemplacji i zadumy, zrobiliśmy kilka pamiątkowych zdjęć i udaliśmy się w dół. Początkowo szliśmy inną drogą niż na górę, ponieważ szlak w okolicach wierzchołka Giewontu jest jednokierunkowy. Zgodnie z naszymi wcześniejszymi założeniami podążaliśmy przez Przełęcz Kondracką niebieskim szlakiem w kierunku Kuźnic. Pogoda nadal dopisywała, a my w dobrych nastrojach, zdopingowani zdobyciem zaplanowanego celu podążaliśmy do kolejnego odpoczynku przy schronisku na Hali Kondratowej (najmniejsze schronisko w Tatrach polskich). Warto dodać, iż zejście charakteryzuje się innym rodzajem wysiłku niż wejście. Podczas wejścia często brakuje tchu i głównie obciążone są mięśnie ud. Przy zejściu natomiast oddech jest raczej spokojny i wyrównany, z kolei bardzo mocno odczuwa się stawy, głównie kolanowe i skokowe. Tak więc nasza grupa podzieliła się na miłośników wejść i miłośników zejść🙂.
Od schroniska na Hali Kondratowej szeroka droga wiodła nas w dół przez dolną część polany wzdłuż drewnianych barierek. Po ok. 30 minutach drogi doszliśmy do zalesionych zboczy Kalackiej Turni. Narastający szum wody oznaczał, że zbliżyliśmy się do wywierzyska Bystrej. Z Polany Kalatówki udaliśmy się jej dolnym skrajem zgodnie ze znakami oznaczającymi nieco krótszy niebieski szlak, mijając po lewej stronie nieco oddalony od nas Hotel Górski na Kalatówkach. Po drodze minęliśmy również pasące się owce, szałasy i zagrody w ramach prowadzonego tutaj kulturowego wypasu owiec. Dochodząc do końca polany szlak delikatnie wzniósł się, a na wprost naszym oczom ukazały się budynki pośredniej stacji na Kasprowy Wierch na Myślenickich Turniach oraz jeden z wagoników kolejki linowej zjeżdżający właśnie z góry. Następnie droga wiodła nas w prawo w brukowaną kamienną szosę. Po prawej stronie minęliśmy wejście do klasztoru Albertynek. Z lewej strony natomiast odchodzący żółty szlak wiódł do klasztoru Albertynów. Niezbyt przyjemną dla nas brukowaną drogą zeszliśmy w dół do Kuźnic. Tutaj nasza wyprawa dobiegła końca. Dalej busem udaliśmy się na zasłużony ciepły posiłek i odpoczynek.