Kraków
Cały dzień w Krakowie z dziewczynami. Niech żyją wózki!
Nachodziliśmy się ogromnie, plan był taki: Spacer nad Wisłą pod Wawele, Kazimierz, Rynek i okolice, Wawel, kilkugodzinne leniuchowanie nad Zalewem Zakrzówek i jak dzieci i siły dadzą, powrót na wiczorne zdjęcia do centrum.
Poszło trochę inaczej, bo Kazimierz nam się wydłużył, Natalka trochę wolniej chodzi niż my, no i upał dawał się bardzo we znaki. No i jeszcze spowolniła nas wizyta na kazimierskim Rynku, bo akurat były degustacje pysznych lukalnych wyrobów z róznych miejsc w Polsce. Był karp zatorski, kapusta kiszona, jednodniowe soki marchewkowe, miód i wyroby wędliniarskie. Nie zabrakło też wypiekó rozmaitych.
Na Kazimierzu zobaczyliśmy większość synagog i kościoły. Najbardziej urzekł mnie ten od Katarzyny Aleksandryjskiej, bardzo ciekawe wnętrze.
Z Kazimierza skierowaliśmy się na Rynek Wielki - 1 z największych w Europie, po drodze minęliśmy parę młodą i gości weselnych zmierzających do kościoła w dorożkach. Na Rynku zastała nas folkowa impreza. Tu Dominice zdarzył się mały kryzys, ale po kupieniu zabawek, nastała znó dłuższa chwila spokoju. Droższe jest podróżowanie z dziećmi 😉
Weszłam na wieżę Kościoła Mariackiego, strasznie wysoko, nim zrobiłam jakieś zdjęcia, musiałam się nieco przyzywczaić do wysokości. Na schodach tłok, a na górze akurat jakiś fotograf negocjował możliwość zrobienia zdjęcia hejnaliście, który miał za 10 minut zagrać. Na mnie czekali na dole, więc już słuchałam hejnału z poziomu bruku 🙂
Szybka wizyta w KFC na Floriańskiej w celu pokrzepienia ciała, bo duch od rana był krzepiony wspaniałymi widokami i wrażeniami.
I znów, dodatkowo z balonami, jakby wszystkiego było mało 🙂 ruszamy w dalszy spacer. Słońce już się pochyliło na niebie, światło na Rynku zatem zrobiło się piękne. Zmierzamy na Wawel, tu niestety rozczarowanie, bo wnętrza już zamknięte, mamy powód żeby tu wrócić kolejny raz.
Znów spacer nad Wisłą i do samochodu, zamiast popołudniowego odpoczynku będzie zachód słońca na Zakrzówku, no miałby, ale trochę go pogoda zepsuła, bo zbyt wcześnie nasza gwiazda zniknęła za chmurami. Ale i tak dobrze bo w drodze powrotnej zastała nas ulewa. Dobrze że poczekała do późnego wieczora.
Piękny dzień, choć bardzo męczący i gratulacje dla Natalki, że całą trasę przeszła na nogach i to nawet bez marudzenia. Dominika też była dzielna, ale dobrze że wymyślono wózki 🙂