Kaszubskie krajobrazy

W planie jest wędrówka „przed siebie”. Wsiadamy więc w autobus komunikacji miejskiej (jak zwykle zresztą), kupujemy bilety całodobowe i po godzinie podróży (z jedną przesiadką) jesteśmy w Borkowie. Jest to miejsce odpoczynku dla mieszkańców Trójmiasta – niedaleko, łatwy dojazd, piękne jeziora i lasy. Zabraliśmy ze sobą wałówkę, dobry humor i wygodne buty. Kawałeczek wzdłuż szosy i już jest Jezioro Karlikowskie. Ludzi jeszcze mało, idziemy wzdłuż brzegu szukając odpowiedniego miejsca, gdzie można by zjeść drugie śniadanko. Podoba nam się mini polanka nad samą wodą, robimy postój. Wyciągamy z plecaka kanapki, zjadamy z apetytem, na deser herbatniki, no i oczywiście kawa z termosu. Taki posiłek w lesie nad wodą ma swój niepowtarzalny urok. Brzuszki pełne, leniuchujemy na kocyku podziwiając przepływające obłoczki. Nawet czytać się nie chce, chociaż książka w plecaku czeka. Jezioro pluszcze u stóp – sielanka.
Po godzinie ( a może dwóch?) słodkiego „far niente” ruszamy dalej wzdłuż brzegu. Dochodzimy do końca jeziora na którym jest coś w rodzaju plaży. Właściwie jest to duża polana rzadko porośnięta sosnami. Na brzegu sporo opalających, a w wodzie baraszkują głównie dzieci. Jest piękna pogoda. Mijamy plażowiczów i wąziutką ścieżką wśród pokrzyw i innych zielsk wytrwale podążamy dalej. Za płotem niewielkie letniskowe domki. Ścieżką między nimi wychodzimy na drogę, przed nami wioska. Tuż za nią prześwituje woda – to Jezioro Sitno. Znowu idziemy brzegiem, z jednej strony domki letniskowe, z drugiej jezioro schowane jednak za nadbrzeżnymi zaroślami. Stanowczo bardziej podobało nam się poprzednie – Karlikowskie. Dochodzimy do wioski Sitno i skręcamy na piaszczystą drogę wiodącą w stronę Borkowa. Z nieba leje się żar, cienia jak na lekarstwo, z radością więc wkraczamy po kwadransie na leśną drogę wiodącą nad kolejne jezioro na naszym szlaku. To Jezioro Głębokie. Na łące schodzącej pochyło do samej wody dużo leniuchowiczów w różnym wieku. Rozsiadamy się w cieniu sosen na górce i wyciągamy kolejną porcję naszej wałówy. Nic nierobienia ciąg dalszy…

Niestety czas leci, autobus jeździ według rozkładu i czekać na nas nie będzie. Dzień uważamy za bardzo udany, trochę wędrowania, trochę leżenia – jesteśmy wypoczęci i szczęśliwi. Po półgodzinie jesteśmy na przystanku i wracamy do domciu. Już planujemy następny wypad na łono przyrody, chociaż przed nami najpierw tydzień pracy…