Dwa dni w Beskidzie Małym - Magurka i Chrobacza

Dzień I
Na pierwszego maja zapowiadali, że nie ma padać. Co więcej - miało być przyjemnie, słoneczko świecić itp. Dość późno znaleźlśmy się na początku naszej wycieczki. Podeszliśmy więc szlakiem z Wilkowic do Schroniska na Magurce Wilkowickiej. Szlak w większości podejściu jest przyjemny. Niektóre tylko momenty wymagają większego wysiłu. Beskid Mały nie okazuje się wcale takie znowu mały... Prawie zgodnie z czasem na tabliczce znajdujemy się przed schroniskiem. Zameldowanie się nie obeszło się bez problemów - była zapisana inna data na szego przybycia... Na szczęście dostaliśmy naszą dwójkę. Zrzuciliśmy ciężkie plecaki, przepakowaliśmy do mniejszych i ruszyliśmy w kierunku Czupla - najwyższego szczytu Beskidu Małego. Nomen omen jest on zaliczany do Korony Gór Polski. Droga na sam szczyt nie przysparza wielu problemów. Jest to szlak spacerowy, który można polecić każdemu. Piękne widoki po drodze na Jezioro Międzybrodzkie i Górę Żar z charakterestycznym zbiornikiem wodnym na kopule szczytowej. Niestety, sam szczyt jest źle oznakowany, ot, kopiec z kamieni, na jednym z których wyrta nazwa szczytu z wysokością. Cóż, można i tak, hehe. Lepsze to niż nic.

Dzień II
Drugiego dnia w czasie wschodu słońcani niebo było przejrzyste, nie padało. Uwieczniłem piękny wschód na zdjęciach. Wiedziałem, że tego dnia ma padać, jednak nadzieja jest większa w takich przypadkach. Niestety, po godz. 7.00 zaczęła padać mżawka. Zmuszeni do wyjścia, spakowaliśmy się, zjedliśmy i zmuszeni do wędrówki udaliśmy się do schroniska na Chrobaczek Łące. Droga nie wymaga wiele wysiłku, jednak podczas deszczu w niektórych momentach ma się go dość. Żadnych widoków, zdjęć, podziwiania przyrody i chwytania każdej sekundy obcowania z górami... Trudno. Po dotarciu do schroniska zostaliśmy bardzo mile powitani. Cóż, byliśmy jedynymi turystami, którzy zatrzymali się w środku nie licząc gospodarza, Pana z Kóz i dwójki turystów. Zamieniliśmy z nimi kilka zdań. Okazali się prawdziwymi ludźmi gór, którzy znają się na rzeczy. Posiliśmy się ciepłymi posiłkami i herbatą. Potem trzeba się było zbierać. Droga do Kóz także została przebyta w deszcu. Najwięcej zmokliśmy i zmarzliśmy w samej już wsi... W Bielsku - Białej osuszliśmy się i wsiedliśmy do pospiesznego pociagu w kierunku Katowic.

Poz raz kolejny przeżyliśmy fantastyczną przygodę z górami. Kolejne doświadczenie i chęć na więcej...


