Z Doliny Chochołowskiej na Rakoń
Rakoń
Cała historia zaczyna się wczoraj podczas powrotu z Turbacza. Od dawna było wiadome, że 3 maja 2011 będzie spędzony w górach. Trasę miał wybrać znajomy ze stałego składu 🙂. Gdy wracaliśmy do Krakowa zadzwonił on do mnie z propozycjami na jutro. Było do wybrania szlak z Gęsiej Szyi do Murowańca a druga propozycja to wyprawa na Wołowiec. Powiedziałem mu, że jak dojadę do domu to się zastanowię. Po długich negocjacjach zdecydowaliśmy się na Wołowiec. Prognozy były nie pewne, dlatego ustaliśmy, że wstaniemy o 5 rano i zobaczymy, jaka będzie pogoda. Następnego dnia wstaliśmy o tej godzinie. Było lekko pochmurnie, ale nie padało. Z Krakowa wyjechaliśmy o 6: 20 i o 8 byliśmy na parkingu na Siwej Polanie. Ceny za bilet podrożały (20zł.) Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy w drogę. Po chwili zatrzymaliśmy się, aby kupić oscypki. Pierwszy dłuższy odpoczynek był po 30min na ławce obok asfaltu. Tutaj poczekaliśmy na kobiety. Jak doszły, zjedliśmy bułki i poszliśmy dalej. Na Polanę Huciska przybyliśmy 10min przed planowanym. Jednak nie zmarnowaliśmy tych minut na postój, ale nie zatrzymując się poszliśmy w stronę schroniska. Na szczęście skończył się asfalt i szło się lepiej. Do schroniska dotarliśmy po 2h. Spędziliśmy w nim 40min i poszliśmy żółtym szlakiem w stronę Grzesia i Rakonia. Gdy dotarliśmy do roztaju szlaków na Bobrowiec zaczął wiać mocny wiatr. Znajomy powiedział mi, że to normalne w tej części gór. Po wyjściu na polanę przed Grzesiem mocniej zawiało wiatrem. Nie odpoczywając poszliśmy wyżej. Tutaj znowu wiał bardzo mocny wiatr (ok.80km/h). Gdy wyszliśmy z kosodrzewiny nie można było ustać. Poczekałem aż wiatr ustanie i ruszyłem na Grzesia. Niedługo potem byłem na szczycie. Tutaj na szczęście była kosodrzewina i można było się schować. Chcieliśmy zrobić sobie zdjęcie grupowe. Najpierw mój znajomy postawił aparat na słupku i włączył samowyzwalacz, ale podczas robienia zdjęcia osłona na obiektyw zaczęła „tańczyć” przed aparatem. Potem ja postawiłem swój aparat na słupku, ale też zdjęcie nie wyszło, bo musiałem ratować go przez upadkiem. Po chwili ruszyliśmy w stronę Rakonia. Wiatr nie ustawał na sile. Pierwszą górkę przeszliśmy spokojnie, drugą tak samo. Jeszcze było coś widać. Gdy wyszliśmy za drugą górę wiatr jeszcze przybrał na sile(ok. 90-110km/h a może więcej). Na dodatek przyszły chmury i widzialność była tylko na 10m. Umówiliśmy się, że od tej chwili mamy trzymać się razem. Było to trudne, bo każdy miał inne tempo. Zaczęło się podejście pod trzecią górę. Jak się później okaże na ostatnią. Bardzo ciężko szło się pod górę. Jeszcze uniemożliwiał to wiatr. Na szlaku nie było oprócz nas nikogo. Zrobiło się trochę ciemno i bardzo zimno (temperatura na minusie). Modliliśmy się, aby nie zaczęło padać, bo wtedy było by po nas. Teraz jak nie pada jesteśmy przemarznięci a co dopiero potem. Zeszliśmy z 3 góry i było chwilę po płaskim. Nagle w oddali dojrzewam czwarty szczyt. Idziemy już długo a zielonego szlaku do Chochołowskiej nie widać. Po dojściu do 4 szczytu rozpoczęła się narada. Wszyscy zmęczeni, przemarznięci zdecydowaliśmy o powrocie. Trochę szkoda, ale zbierało się na deszcz lub śnieg plus silny wiatr moglibyśmy tego nie wytrzymać. Rekordowo po 35min byliśmy s powrotem na Grzesiu. Tutaj znowu pauza i zejście w dół. Dopiero na dole wiatr uspokoił się i szło się lepiej. Po 1h30min dotarliśmy do Schroniska. Zaczęło padać, dlatego ubraliśmy się w peleryny. Nie był to mocny deszcz, ale zaraz mogło się rozpadać. I rzeczywiście, z każą minutą padało coraz mocniej. Ostatnimi siłami dotarliśmy na Polanę Huciska, a z niej już ciuchcią na parking, bo niemieliśmy już sił. Jeszcze wszystko mokre. Po mimo tej nie dobrej pogody i wiatru uważam, że wycieczka była udana. Zdobyte nowe górskie doświadczenie i trochę pokory do gór.
Zapraszam po wiecej na http://www.gorskie-wedtowki.cba.pl