Luboń Wielki w Beskidzie Wyspowym
Luboń Wielki już dawno chodził nam po głowie ale jakoś do tej pory nie było okazji do zdobycia tego szczytu. Po ostatnich wakacjach powzięłyśmy zamiar zmienić taki stan rzeczy no i kiedy padła propozycja wycieczki oczywiście musiał to być Luboń. Początkowo planowałyśmy zdobycie szczytu szlakiem niebieskim z przystanku Mały Luboń przy zakopiance jednak nie każdy autobus tam się zatrzymuje. Wybrałyśmy się więc do Rabki, by stamtąd busem podjechać do Rabki Zaryte, gdzie zaczyna się żółty szlak zwany Percią Borkowskiego. Czas przejścia określony jest na dwie godziny. Jest to jeden z trudniejszych, ale jak się przekonałyśmy na własnej skórze bardzo interesujący szlak w Beskidzie Wyspowym. Prowadzi przez teren rezerwatu "Luboń Wielki", gdzie na stromym zboczu zalega rumowisko skał i głazów. Ścieżka wije się wśród skalnych bloków, drzew i korzeni, ponad spiętrzeniami stoku i urwiskami. Za niewielką przełęczą jest jeszcze jedno strome podejście a potem szlak łagodnieje. Dochodzą do niego czerwone znaki z przełęczy Glisne i razem z nimi trasa wiedzie do schroniska. Luboń Wielki to najdalej na zachód wysunięty szczyt Beskidu Wyspowego (1022 m n.p.m.). Wierzchołek "zdobi" widoczny z każdej strony, zwieńczony wieżą antenową budynek telewizyjnej stacji przekaźnikowej. Góruje wyraźnie nad lasem pozwalając na bezbłędne rozpoznanie Lubonia nawet w dalekich panoramach. Nieopodal stoi schronisko PTTK wyglądem przypominające chatkę Baby Jagi. Po odpoczynku na szczycie udałyśmy się w dół niebieskim szlakiem, który w porównaniu z żółtym okazał się zwykłą ścieżką. Z Rabki Zaryte nadal podążałyśmy szlakiem niebieskim, którym początkowo musiałyśmy się trochę wspiąć, by potem spokojnie zejść do Rabki Zdrój. Tam obowiązkowo zafundowałyśmy sobie lody, a potem busem wróciłysmy do Krakowa, by na dworcu rozejść się każda w swoją stronę.