jurajska wiosna (zawiercie, skarżyce, morsko, góra zborów, bobolice, mirów)

Dzień zaczął się wcześnie rano. 6.20 pociąg do zawiercia. Pociągi jeżdżą często, jednak wybór godziny był celowy, a celem tym było zdąrzyć zobaczyć zawierciańskie Sanktuarium zanim nie odjedzie autobus do Skarżyc. Warto było wstawać ?? Oczywiście , że warto, ponieważ zawsze trzeba zobaczyć coś nowego jeśli tylko nadarza się ku temu okazja.
Sanktuarium jest neogotyckie, a więc teoretycznie z przełomu XIX / XX wieku, bo wtedy takie właśnie budowle powstawały. Może i na kolana nie rzuca, jednak posiada wszystkie typowe elementy. Ponieważ była 7 rano i rewelacyjne światło, dlatego też sanktuarium wyglądało znacznie lepiej niż o jakiejkolwiek innej porze dnia, co widać na zdjęciach. Wnętrze również typowe, wertykalne, monumentalne i dostojne.

Po architekturze przyszedł czas dla natury. Wsiadamy w autobus do Skarżyc. Pierwsze co spotykamy to kolejne sanktuarium, które zawsze jest zamknięte, idziemy dalej no i cud natury - Okiennik Wielki we własnej postaci. Wdrapujemy się, żeby załapać się na ostatnie podrygi porannego słońca. Majestatyczne skalisko - fantazja wiatru. Zarówno dobrze patrzy się na niego z dołu i podziwia wyglądając przez ogromne okno. Wrażenia niezapomniane, choć wejście na nie do najprostszych nie należy.
Ruszamy dalej w poszukiwaniu skarbów. Czerwony szlak już znamy więc idziemy podziwiając okolice nie mapę. A okolica ..... hmmm .... wiosenny raj. Soczysta zieleń, białe i żołte kwiaty, a do tego nienaganne błękitne niebo.

Maszerujemy trochę łąką troche lasem i tak aż do Morska. Tutaj obowiązkowo park leśny z kózkami, dzikami (trzeba uważać jak wkłada się aparat między oczka w siatce, bo się baaardzo interesują) no i daniele i inne jeleniowate. Po zapoznaniu się z mieszkańcami lasu, czeka na nas zamek, który wprawdzie możliwy jest do obejrzenia tylko z zewnątrz, ale wygląda bardzo malowniczo w połączeniu z trawą ukwieconą żółcią.
Co dalej .... dalej wchodzimy znów w las - wysokie sosny i inne drzewa dopiero co zazielenione wobec których człowiek staje się mrówką. Nie jest na tyle gęsto, żeby panował tam mrok, dlatego też promienie słońca bez żadnych przeszkód rozświetlają wnętrze lasu.



Po drodze minęliśmy małą jaskinię wielkanocną w skałach nietoperzowych i grotę o niezidentyfokowanej przez nas nazwie.
Wychodzimy z lasu, a przed nami wyłania się blok skalny. Tak ... to Góra Zborów. jeden z głównych celów wędrówki. Wdrapujemy się na punkt widokowy. Tutaj podobnie jak na Okienniku elementy wspinaczki są konieczne, ale nie należy do wielkich wyczynów. Z góry nieziemski widok na okolice i inne skałki. Jest południe więc słońce mocno daje po plecach.

Dalej zaczyna się dość nurzący marsz do Bobolic. Jest to około 6 km które trzeba przemierzyć. Najgorsze, że pogoda coś zaczyna kaprysić. trochę obawy, że za chwile nastąpi jakaś nawałnica, bo wietrzysko okropne się zebrało, ale obyło się bez dodatkowych atrakcji. I szczęśliwie dotarliśmy do celu.
Zamek w Bobolicach wprawdzie jeszcze niedostępny dla turystów zwłaszcza, że byliśmy w tygodniu, a ten otwarty tylko w weekendy. Ale i tak ... to, co zrobili z tego zamku patrząc na same mury zewnętrzne, to prawdziwe dzieło sztuki.

Po Bobolicach zostaje niezwykle malownicza trasa 1,5 km prosto do Mirowa. zamek w Mirowie ma być dostępny dla turystów od 2012 roku. Ta trasa z Bobolic do Mirowa jest jednym z moich ulubionych odcinków. W Mirowie zasłużony odpoczynek w oczekiwaniu na pks do Myszkowa, a potem już prosto do domu.
(dokładniejszy opis tych miejsc, przy okazij innych wycieczek 🙂


