Nysa, Głuchołazy, Prudnik i Czechy
Taka wycieczka wypoczynkowo-turystyczna, z okazji 30-tki mojego męża 🙂
Zaczęliśmy od Nysy, wcześniej tam nie byłam, a słyszałam, że to ładne miasteczko. Niestety przywitał nas deszcz, ale nie daliśmy za wygraną i w końcu się nieco rozpogodziło.
Zrobilismy sobie dłuuuugi spacerek, od Wieży Bramy Wrocławskiej, w kierunku Studni i pięknej katedry nyskiej, poprzez Rynek ku kościołowi Św. Wniebowzięcia (kompleks jezuicki z seminarium i gimnazjum).
Dalej, ponownie poprzez Rynek, zatrzymujemy się na chwilkę przy Fontannie Trytona, by zmierzać dalej do Parku i Fortyfikacji. Po drodze mijamy jeszcze okazałą bazylikę p.w. Św. piotra i Pawła, nazywaną "perłą śląskiego baroku".
Do pierwszego elementu nyskiej Twierdzy trzeba trochę podreptać. Ale w końcu stajemy przed Wodnym Fortem, nad rzeką Nysą. Dalej podążamy Parkiem, jednak nie udało nam się udnaleźć wszystkich kolejnych fortyfikacji, nawet pytając rodowitych mieszkańców. Ostatecznie trafiliśmy do głównej fortyfikacji - Bastionu Św. Jadwigi, pięknie odnowionym, w którym powstała m.in. Informacja Turystyczna oraz Muzeum Minerałów Malachit. Po drodze minęliśmy jeszcze Wieżę Bramy Ziębickiej.
Stąd 2 kroki na Rynek i dalej ku Wieży Wrocławskiej. Tu zatoczyliśmy koło i zakończyliśmy spacer po Nysie.
Z Nysy ruszyliśmy do Głuchołaz, które nieco mnie rozczarowały, wyobrażałam sobie je trochę piękniejsze i bardziej turystyczne, a tu echo. Trochę zapomniana miejscowość, odpadające elewacje, zdewastowane budynki i Rynek jakby z minionej epoki. Mimo wszystko zabudowa ciekawa, niemal na Rynku stoi okazały kościół Św. Wawrzyńca, a niedaleko za nim widoczne są fragmenty dawnych murów miejskich. W przeciwnym kierunku od Rynku zobaczyć można Wieżę Bramy Górnej oraz Kościół Gimnazjalny Św. Franciszka z Asyżu.
Po późnym obiadku udaliśmy się do Hoteliku, krótki rekonesans, bilard, ice hockey i oczekiwane jaccuzi...
Rano wstaliśmy skoro świt i wyszliśmy na spacerek po pięknym Parku Zdrojowym, to akurat miejsce zaskoczyło mnie na plus 🙂 Przywitało nas słoneczko i spory mróz. Po śniadanku spakowaliśmy się i w dalszą drogę.
Zaczęliśmy od czeskich miejscowości - Złote Hory, Mikulovice i Jeseniki. Wszystkie ładne i zadbane, ale o tym gdzie indziej. Potem jeszcze postanowiliśmy odwiedzić polski Prudnik. I dobrze, bo to bardzo ładne miasteczko, z pięknym Rynkiem i ciekawą, zadbaną zabudową historyczną.
Choć mróz dawał się we znaki i ręce mi odmarzały, nie mogłam oprzeć się urokowi tych budowli i aparat był w ciągłym użytku 🙂 Kościół Św. Piotra i Pawła z klasztorem Bonifratrów, Wieża Woka (zamkowa), Ratusz, kamienice, Posągi, fontanny, Wieża Bramy Dolnej, kościół Św. Michała Archanioła oraz Muzeum. Tyle zdołaliśmy zobaczyć w obrębie Starego Miasta. Rynek prudnicki przywiódł mi na myśl główny plac Świdnicy - Ratusz pośrodku a w narożach Rynku fontanny. Bardzo ciekawe rozwiązanie architektoniczne.
Podjechaliśmy jeszcze do Sanktuarium Św. Józefa w Prudniku-Lesie, z Grotą Lurdzką i klasztorem Franciszkanów. W tym to właśnie miejscu więziony był kardynał Stefan Wyszyński. Gdy zobaczyłam to miejce, przypomniało mi się, że kiedyś byłam tu na wycieczce w czasach szkoły średniej.
Zmarznięci wróciliśmy do auta i do domu... 🙂