Złoty Potok - dobry na wszystko ;) (ostrężnik ,suliszowice)

Na dobry początek okoliczna legenda, naprawdę warta przeczytania - jej tekst znajdował się przy Bramie Twardowskiego, czy zachował się ? ... cóż ... jako, że różne dziwy się tam działy i tabliczkę z tekstem mógł jakiś dziw (współczesny) dosięgnąć ... a teraz treść:
"W dawnych czasach, gdy Źródła Zdarzeń biły jeszcze na Ostrężnickim Zamku, rycerz Bartosz Odrowąż zaprosił słynnego czarodzieja krakowskiego Pana Twardowskiego, aby ten przysporzył mu złota i skarbów.

Jednym skinieniem Twardowskiego wypływajacy na zamku potok zaczął błyszczeć od grudek złota. Odrowąż nie krył zdziwienia i krzyknął - Złoty Potok. Stąd podobno wzięła się nazwa miejscowości. Za ten czyn Twardowski życzył sobie tyle wina ile zdoła wypić, ale że miał tęgą głowę na zamku zabrakło trunku. Postanowił tedy dokończyć uczty w pobliskiej czerwonej karczmie, która zwała się Rzymem. Na to tylko czekał diabeł z którym Twardowski podpisał cyrograf.
Tak powstała Pustynia Siedlecka, a miejsce przy skale na której stał diabeł nazwano Piekłem. (dziś jest to wioska o tej nazwie - wracając niegdyś na rowerze ze Złotego właśnie przez Siedlec, troszkę pogłubliśmy się w skrzyżowaniach i przechodniom zadawaliśmy dość dyskomfortowe i krępujące pytanie: "Którędy do Piekła?" :] 😁 i to nie jest legenda, ale fakt autentyczny :P)

Diabeł pewny zwycięstwa, obserwując przerazenie Twardowskiego, przysiadł na pobliskim wzniesieniu i cieszył się popierdując ze smiechu. Tak też wypierdział dziurę w ziemi zwaną Jaskinią na Dupce, (i w tym momencie czytania ... nastąpiła krótka przerwa na ochłonięcie i dojście do siebie ;] ) a pudla, który go obszczekiwał zamienił w skalny ostaniec.
Twardowski zorientował się, że nie da rady ujść przeznaczeniu, spiął sie ostrogami koguta, a ten odbijając się od jednej ze skał wybił w niej dziurę i poszybował na księżyc.
Skała dlatego zwie się Bramą Twardowskiego, a na zwieńczeniu posiada trzy zagłębienia od pazurów koguta.
Diabeł zaś zaskoczony wspiął się na pobliską skałę, aby zobaczyc gdzie poszybował Twardowski, a że skała miała głebokie szczeliny, diabeł wpadł do środka i bardzo się potłukł. gdy wdrapał się ponownie, wyczarował na szczycie wiszące mosty, aby nie spaść z powrotem. Do dziś skały nazywają się Diabelskie Mosty i odstraszają swoim wyglądem.
Wściekły diabeł za niedotrzymanie umowy odebrał Twardowskiemu jego moc i w tym samym momencie, wyczarowane przez Twardowskiego w Złotym Potoku skarby i złoto zapadły sie pod ziemię razem ze złotodajnym źródłem i potokiem, obracając zamek ostrężnicki w ruinę.
Od tego czasu Źródła zdarzeń miały wypływać tylko diabelska mocą w złych czasach, wróżąc nieszczęścia.
Złoty Potok aby ominąć diabelskie przekleństwo wypłynął w innym miejscu Źródłami Zygmunta i Elżbiety.
Żeby zmylic diabła, wiercił między skałami i zmienił nazwę na Wiercicę.
Taką to historię opowiadają starzy ludzie w Złotym Potoku. Chcecie to wierzcie - nie chcecie nie wierzcie, ale musicie zobaczyć na własne oczy te dziwy natury, aby przekonać się czy legenda zaklęta w kamieniu mówi prawdę. "



Moja relacja, to właściwie synteza wszystkich moich wypraw po tym miejscu i pieszych i rowerowych, które również postaram się opisać. Nigdy nie jest tak samo. Wypraw tych było wiele i zawsze odkrywam w nich coś nowego. Jest to miejsce, do którego zawsze lubię wracać,ponieważ można w nim odnaleźć ciszę, spokój i wiele atrakcji takich, jak zabytki, lasy, stawy, skały, jaskinie i inne formy zabytkowe, czy przyrodnicze.....
Sam Złoty Potok leży w górnym odcinku doliny Wiercicy. Właściwa nazwa, to Potok Złoty. Geneza nazwy bierze się z legendy, a mówi, ona że przez te tereny przejeżdżała drużyna rycerska. Rycerze byli spragnieni, nie mieli wody i nie napotkali żadnej rzeki. Gdy rycerz jadący na czele, zobaczył owy potok miał wykrzyknąć : "O! Złoty Potok!". Mówi się również o drugiej genezie - o tym, że nazwę tą nadał Zygmunt Krasiński zachwycony pięknem tego miejsca. Źródła podają tylko nazwę Potok, określenie Złoty pojawia się dopiero w XVIII wieku w odniesieniu do majątku, potem jako nazwa wsi.

Trasa rozpoczyna się przy słynnym zespole pałacowo - parkowym, gdzie podziwiamy staw Irydion (nazwany tak przez Zygmunta Krasińskiego), na którym często pływają sobie kaczki i łabędzie, co stanowi dodatkową atrakcję, zwłaszcza dla kogoś, wybierającymi się z dziećmi. Wystarczy mieć przy sobie "coś na ząb", a na pewno się z nami zaprzyjaźnią na dłuższą chwilę 🙂
Nad stawem góruje Pałac Raczyńskich - niestety jest on dość zapuszczony, sypią się tynki, o czym złowieszczo informuje nas tabliczka na fasadzie "Uwaga odpadające tynki" i zwiedzać go wewnątrz nie można. Ale i tak jest na co popatrzeć. Od frontu znajduje się czynna fontanna, a okazałego wejścia strzegą dwa lwy. Na szczęście na głowy nic nam nie pospadało, a lwy nas nie pożarły, wręcz przyjazne się okazały 😉 Tutaj trzeba wspomnieć, że dwa lwy strzegące wejścia, to typowy motyw dla klasycystycznych rezydencji, zaczerpnięty z antyku, którym klasycyzm się inspirował. Pałac został wybudowany przez Wincentego Krasińskiego, który przejął Zygmunt. w 1859 roku umiera, a majątek zostawia swej córce Marii wraz z mężem Edwardem Raczyńskim.

Tuż przy Pałacu, znajduje się klasycystyczny Dworek Krasińskich, gdzie obecnie mieści się Muzeum.
Droga wiodąca do zabytków biegnie nad Wiercicą, tworząc mostek - polecam zejście nad jej brzeg - woda jest (była) naprawdę czysta i zimna. nazwa wzięła się podobno od tego, że potok "się wierci". stanowi dodatkowy akcent malowniczości terenu i towarzyszy przez znaczną część podróży po tym terenie.



Wychodząc z parku, przechodząc na drugą stronę ulicy, nie sposób nie zwrócić uwagi na biegające piękne konie - są one rasy islandzkiej i należą do stadniny Wiking. W tym momencie od strony drogi jest dodatkowe ogrodzenie, co uniemożliwia bliższe dojście, ale gdy pójdziemy kawałek niebieskim szlakiem i wejdziemy w polną ścieżkę, dojdziemy do pastwisk, gdzie konie są w zasięgu ręki 🙂
Po tych atrakcjach, trzeba przejść kawałek przez miasteczko, by dojść do Rezerwatu Parkowe - tam czeka na nas czerwony szlak, który poprowadzi nas przez las, odkrywając co krok piękno natury. Na samym początku ukazuje się staw Amerykan - nie taki całkiem dziki, ponieważ przystosowany do potrzeb turystów, ale jego dalsze zakątki wyglądają naprawdę pięknie zwłaszcza jesienią.

Idąc dalej tym samym szlakiem: mija się kolejno mostek nad Wiercicą, gdzie również jest możliwość zejścia nad brzeg, dalej coś nowego - grota skalna, nazwana niedźwiedzią. Położona na górce, więc łatwo ją przeoczyć. Za nią rozpoczyna się malowniczy teren już z dala od trasy. Idąc prosto napotykamy schody i półokrągły teren - amfiteatr. Tutaj jest czas na to, by na chwilę usiąść i nacieszyć się przyrodą, Przy źródełku obozowym (spełnionych marzeń)tuż obok można się ochłodzić oraz odpocząć na ławkach, z których roztacza się widok na kolejny piękny staw Zielony (nocy letniej). Zaraz obok Młyn Kołaczew. został wybudowany w 1807 roku. biegnie przy nim śląski szlak architektury drewnianej. jego właścicielem Piotr Potocki herbu Szreniawa. Jego nazwa bierze się od kołatania koła młyńskiego w dawnych czasach - dziś jest to młyn elektryczny i pozostała po starym pozostała tylko nazwa. Tyle atrakcji w jednym miejscu ! Aż nie wiadomo, co obejrzeć najpierw i czemu robić zdjęcia.
Dalej trochę wytchnienia i lesista spokojna droga, która w pewnym momencie zaczyna biec pod taką dosyć górkę 🙂 tam czekała pewna trudność - przewalone pnie drzew,ale można je pokonać bez problemu. Na szczycie tej górki okazało się, że jest to Grodzisko - tzw. Osiedle Wały, o czym informuje tabliczka. (jeśli do tej pory nie została zniszczona). gród ten stanowił skomplikowane wieloczłonowe założenie obronne o rozmiarach porównywalnych do największych tego typu obiektów w Polsce. natrafiono tutaj na ślady produkcji szkła. Idąc dalej, trzeba ominąć skałkę z krzyżem.

Idąc lasem, dochodzi się wreszcie drogi. Tutaj czeka nas wybór, albo pójdziemy prosto do bramy Twardowskiego albo dalej ścieżką pieszo - rowerową. wybieramy tą drugą, a tam przy drodze wyrastają wysokie skały z wąskimi szczelinami, czyli Diabelskie Mosty. Podejście jest dość strome i śliskie, ale nie taki diabeł straszny .... nawet w japonkach sobie tam radzą 🙂 (no skoro na Giewont się da, to tam tym bardziej :P ). Czas na oględziny każdej skałki i szczeliny.Nazwę nadał im Krasiński. Są to 15 metrowe skały, przeprute szczelinami, najgłębsza ma 8 metrów. On nakazał wybudowanie mostków łączących wierzchołki skał, jednak przetrwały one tylko do lat 60 XX wieku. Ze skałami tymi związane są liczne legendy. jedna wchodząca w skład Legendy Złotopotockiej, druga związana oddziałami partyzanckimi. Pierwsza mówi, że mosty wybudował diabeł, który spadł tam w szczeliny i zaklinował się, wypatrując Twardowskiego na księżycu. Miały go uchronić przed kolejnym ewentualnym wypadkiem. Druga mówi, że w czasie okupacji hitlerowskiej, oddział partyzantki zorganizował tutaj udaną zasadzkę na Juliana Schuberta, zwanego Krwawym Julkiem, który słynął ze swych napadów na okoliczną ludność. potem w dół i prosto ..... prosto ...
aż do rezerwatu Ostrężnik. Mroczny las, czarny szlak i ostrzeżenie GOPR, bo ruina zamku w głębi się sypie - znów kolejny żal, że nikt nie zabezpiecza choć szczątków tego, co zostało. Ale na początku trzeba podejść kawałek w górę, minąć Jaskinię Ostrężnicką, bardzo ciekawie uformowaną podzielona jest przez słup skalny na dwa otwory. Z jaskinią związane są dwa podania: 1. Mówi, że wejście było zamknięte żelaznymi drzwiami, które obecnie znajdują się w kościele w Złotym Potoku. 2. Opowiada o chłopcu, który odkrył tam skarb, gdy wychodził drzwi zamknęły się i obcięły mu piętę - stąd nazwisko tutejszej rodziny - Piętaków. potem znów w górę po kamiennych schodach z kolejną przeszkodą w formie przewalonego pnia wprost do zamku, a tam po wielkiej ciekawości, co zastaniemy .... nie zastajemy prawie nic ..... 😢 kilka murków i widok w dół, skalista, stroma podstawa,ale i tak drogi nie ma co żałować - wszystko warto zobaczyć i we wszystkim można znaleźć coś wartego uwagi 🙂. na temat tego zamku istnieje niewiele źródeł. Przypuszcza się, że powstał w 2 poł. XIV wieku z inicjatywy Kazimierza Wielkiego, a rozebrany został w XVIII lub XIX wieku. obecne badania podają, że zamek składał się z zamku właściwego (górnego), podzamcza (zamku dolnego). przypuszcza się, że wokół zamku gónego były aż cztery wewnętrzne dziedzińce, a pomieszczenia tej części miały układ amfiladowy. wstęp na zamek - bez żadnych ograniczeń i według notatki z rejestrów częstochowskich: "stoi rudera".



Po odpoczynku czas na drogę powrotną. Najpierw tym samym szlakiem do drogi, potem dla urozmaicenia na drugą stronę ulicy i przez lasek czerwonym szlakiem. Potem tylko niecały kilometr szlakiem zielonym i już Brama Twardowskiego w zasięgu naszej ręki. To dopiero formacja skalna !!! Tam chwila postoju i można poskakać po skałkach. Chociaż i tam niektórych rozsądek zawodzi i widzi się różne pomysły. jest to skalny ostaniec o ciekawej formacji, nazwany tak przez Krasińskiego. Z tym również związana jest legenda o czarnoksiężniku Twardowskim, który dosiadając koguta, odbił się od skały i poszybował na księżyc, pozostawiając dziurę i odbite pazury. Już za czasów Krasińskiego skała była udostępniona dla turystów, a dostęp był ułatwiony dzięki drewnianym schodom, nie istniejącym już. Tutaj walczyła Armia Kraków z wojskami niemieckimi w 1939 roku.
Żeby nic nie zostało pominięte, najlepiej wejść na zielony rowerowy, bo żółty dla piechurów idzie zbyt okrężnie. Tam kolejne źródełka Zygmunta i Elżbiety, a woda z nich idealna do picia ! i do obmycia - o tym, że jest czysta, świadczy występowanie w niej pewnych gatunków bezkręgowców, które do brudnej nie pójdą. a w dodatku źródełka są malowniczo położone - jedyna wada, to to, że przy drodze.

Dalsza droga już spokojniejsza, choć nadal ładna - ze stawami i w dalszej części hodowlą pstrąga, gdzie od można się zatrzymać i uzupełnić zapasy 🙂
ta droga jest nam znana, dlatego wracamy tą samą, a więc z bramy znów na drugą stronę i czerwonym szlakiem się wracamy, a przy hotelu Kmicic schodzimy w kierunku przeciwnym i odnajdujemy centrum miasteczka i najważniejsze miejsce - rynek ze starą studnią, rzeźbą Jerzego Kędziory i ławkami .... Potem zwiedzanie barokowego kościoła p.w. św. Mikołaja i marsz ulicą prosto podziwiając okoliczne domki. Ulica się kończy - jest kamienna brama, jest przejście, więc należy sprawdzić, co tam takiego jest .... a jest ścieżka wśród drzew i (chyba) działki. Idziemy prosto i ... jesteśmy w domu, wracamy do punktu wyjścia i podziwiamy tylną elewację Pałacu. Tutaj ostatnie chwile nad stawem przy zachodzie słońca i powrót do domu po całodniowym łazikowaniu bogatym w zachwyty i zdjęcia 🙂

Polecam odwiedzanie tego miejsca (z tego,co się zorientowałam nie jako pierwsza) o różnych porach roku pieszo, rowerem i samochodem, w wakacje, w wolny dzień, czy popołudniu; w radości i z chandrą. Złoty Potok w końcu dobry na wszystko 😉
Życzę wielu złotopotockich zachwytów !!!!


