Na Nosal
Nosal jako cel naszej wędrówki wybrałam z prostego powodu – dawno nigdzie nie chodziłam (bo nie można zaliczyć tutaj długich spacerów po mieście), a do tego razem ze mną szły: moja mama (która od 20 lat nie była w górach), ciocia i kuzynka. Dlatego też po przeanalizowaniu szlaków wybrałam Nosal – wycieczka krótka i niezbyt męcząca. Tak głosiły przewodniki… Niestety rzeczywistość okazała się troszkę inna – ale to już nie z winy przewodników tylko uczestników wyprawy…
Wycieczkę zaczęłyśmy w Białce, skąd udałyśmy się autem do Zakopanego. Auto zostało zaparkowane niedaleko skrętu na Kuźnice i dalej już udałyśmy się na nóżkach. Te dwa kilometry do samych Kuźnic po asfalcie w pełnym słońcu nie sprawiły nam zbyt wielkich trudności.
O dotarciu na miejsce poinformowała nas ogromna kolejka ustawiona przed kolejką na Kasprowy Wierch. Była to godzina 12 a z megafonów słychać było, że bilety na wyjazd na górę są sprzedawane na godz. 15 (a dojście z Kuźnic na Kasprowy wierch zajmuje ok. 3-4 godzin… - dlatego też podziwiam upór osób stojących w tej kolejce – ja sama wolałabym wyjść na górę, co na pewno sprawiłoby mi o wiele większą satysfakcję).
Z Kuźnic na Nosal ruszyłyśmy szlakiem niebieskim do Doliny Gąsienicowej. Po pewnym czasie (niezbyt długim, choć z stromym podejściem) szlak do Doliny Gąsienicowej odszedł w prawo, a my udałyśmy się dalej szlakiem zielonym prowadzącym do Nosalowej Przełęczy. Spacer, bo tak można nazwać ta wspinaczkę, nie jest zbyt uciążliwy i prowadzi pośród lasu. Na Nosalowej Przełęczy w prawo odchodzi żółty szlak do Doliny Olczyskiej, myśmy natomiast miały jeden cel – Nosal, którego szczyt był już tuż przed nami.
Dojście na Nosal nie było trudne i stanowiło samą przyjemność. Jest to naprawdę łagodny i łatwy szczyt. Ale zarazem dostarcza wspaniały widok na Tatry.
Po chwili odpoczynku i sesji zdjęciowej, postanowiłyśmy zejść na dół drugą stroną Nosala (dalej szlakiem zielonym).
I tutaj zaczęły się „schody”, te prawdziwe, kamienne i te w przenośni... Ja sama bardzo nie lubię schodzić po kamiennych schodach (mam uszkodzone kolano i szybko zaczyna mnie boleć), a te na Nosalu są bardzo wyślizgane i niekiedy strome. A do tego nie wszystkie osoby umieją się zachować w górach odpowiednio i stanowią zagrożenie dla samych siebie jak i innych osób na szlaku, dlatego też dla mnie samej zejście ze szczytu było bardzo męczące i stresujące. I trwało o wiele dłużej niż wejście na szczyt! Na szczęście dotarłyśmy bezpiecznie do tamy przy strumyku Bystrej, gdzie na polanie nastąpiła przerwa na posiłek. Po odpoczynku podeszłyśmy jeszcze pod Krokwie, a potem już tylko spacer do auta i powrót do Białki.