Nocna Babia Góra
Rano, jak zwykle w każde Święto, idziemy do kościoła. Zrywamy się wcześnie i bez śniadania wychodzimy, by nie tracić pięknego dnia. Dla mnie okazuje się to nie najlepszym rozwiązaniem, bo w kościele padam jak kłoda na marmurową posadzkę. Trochę się poobijałam jak to przy omdleniu, ale cały dzień spędzony na leżakowaniu nad rześkim, górskim potokiem, przywrócił mi siły.
Wieczorem rozpalamy ognisko, ale jakoś tak impreza się nie klei. Po całym dniu leniuchowania chciałoby się zrobić coś, coś więcej niż tylko zwykłe siedzenie przy ognisku. No ale koło 23.30 stwierdzam, że chyba nic się już dzisiaj nie wydarzy i idziemy z koleżanką pod prysznic (oczywiście osobno).
Nagle do wielkiej łazienki dla dziewczyn wpada Marcin i pyta: jest tu Ania? Przekrzykując ogólny jazgot i popłoch innych panien wołam, że jestem. W odpowiedzi słyszę: jest plan - wychodzimy na Babią. A jednak, wreszcie ! Tylko Marcin mógł to wymyślić, i dobrze. Jako, że był już nieraz na słynnym Diablaku, nie czuję obawy, za to spore podniecenie. Szybko wyskakujemy spod prysznica i lecimy się przygotować. Tak więc pakujemy do plecaka latarkę, coś do picia i w drogę.
Wyruszamy około 1.00 w nocy. Najpierw idziemy luźną grupką przez Zawoję Widły, po czym skręcamy wraz z zielonym szlakiem w kierunku Zawoi Markowej. Kiedy kończą się zabudowania, chwytamy latarki i wkraczamy w świat przyrody Rezerwatu Biosfery UNESCO, który teraz wydaje się jeszcze bardziej dziki i nieprzystępny. Już przy pierwszym podejściu luźna grupka przeobraża się w sznureczek, którego koraliki z biegiem czasu i wysokości coraz bardziej oddalają się od siebie.
Prowadzi Marcin, a tuż za jego plecami podążam ja, nie widząc właściwie nic poza nimi 🙂 Tak już zostaje do końca i w tym składzie, bez przystanków dochodzimy do schroniska na Markowych Szczawinach. No niestety niewiele jesteśmy w stanie dostrzec w tych ciemnościach, więc ruszamy dalej, tym razem szlakiem czerwonym przez Przełęcz Brona (1408 m npm) na sam Diablak.
W zabójczym tempie, pokonując strome podejście, nieco po godzinie 3.00, stajemy na szczycie Babiej Góry (1725 m npm). Przeżycie wspaniałe, rozkoszujemy się tym uczuciem i jedyne, czego do szczęścia nam brakuje, to piękna panorama, która zwykle jest tu widoczna, jednak nie tym razem. Cóż, my za to oglądamy widok, jakiego inni na Babiej nie zaznają - leżąc na trawie i czekając na resztę, podziwiamy niesamowicie rozgwieżdżone niebo...
Kiedy już wszyscy doszli i nacieszyli się chwilą, ruszamy w dół, tym razem efektowną i trudną przy okazji żółtą Percią Akademików pod schronisko, a dalej już ponownie szlakiem zielonym. Tuż pod szczytem napotykamy Kapliczkę z figurką Matki Boskiej Fatimskiej. Już właściwie na Babiej zastaje nas brzask, a w drodze powrotnej ukazuje się wschód słońca. To naprawdę niesamowite uczucie. Jaka szkoda, że nie miałam jeszcze aparatu cyfrowego i zrobiłam tylko kilka nieciekawych fotek. Za to wspomnienia z tej niecodziennej przygody pozostaną na zawsze. Do ośrodka dochodzimy już w pełnym świetle słonecznym, w momencie, w którym świat budził się do życia, my za to udaliśmy się na krótki, choć naprawdę zasłużony odpoczynek.