Połonina Wetlińska złotą polską jesienią

W Bieszczadach a dokładnie w naszej bazie wypadowej - Smerku meldujemy się dość późno bo dopiero koło godziny 13. Szybko więc zostawiamy rzeczy, wrzucamy coś na ząb i dalej na połoninę. Idziemy początkowo asfaltem w stronę Kalnicy, by skręcić następnie w odbiegający w prawo czerwony szlak, który wiedzie nas prosto na szczyt Smerka. Po drodze oczywiście jest jeszcze las a tam wszystkie kolory jesieni, nie sposób przejść obojętnie. Po około 2 godzinkach meldujemy się na szczycie, tu już ubieramy się cieplej bo wieje niemiłosiernie. Delektujemy się pięknymi widokami oraz zabranymi słodkościami. I dalej w drogę na Przełęcz Orłowicza i choć nasz czas do dobrych nie należy chcemy przejść całą połoninę. Zostajemy więc samotni na szlaku bo wszyscy już kierują się do zejścia żółtym szlakiem do Wetliny. A my mamy nadzieję podziwiać piękny zachód słońca, kiedy jednak już ma do niego dojść pojawiają się jakieś nieproszone chmury, sprawa więc przedstawia się dość mgliście. Cóż my zachód chcieliśmy zobaczyć przy okazji, o gorszym pechu mógł powiedzieć chłopak, którego spotkaliśmy czekającego z aparatem na tę chwilę 2 godziny, ale jak nie zachód to może wschód księżyca, a wyjątkowo piękny był tego wieczoru. Tak więc kiedy stajemy przy Chatce Puchatka zapada już zmrok. Dalsza wędrówka żółtym szlakiem do Przełęczy Wyżniej odbywa się już w kompletnych ciemnościach, ku mojemu przerażeniu zresztą pomimo posiadania porządnej latarki. Po chwilach grozy w ciemnym lesie znajdujemy się w końcu na wymarzonej przełęczy, gdzie łapiemy stopa, bo trochę nam stąd daleko do naszej bazy. Zabieramy się z sympatycznym kierowcą z Krakowa, który podrzuca nas w sumie dwa razy. A jutro powrót do domu, ale po drodze odwiedzimy jeszcze Jeziorka Duszatyńskie.