Ostróda w długi weekend część II

Trudna trasa
Początek naszej wycieczki zaczęliśmy od wyjazdu w środę ok godz 9:00 z Nakła jechaliśmy ok 5 godz bo ruch już był bardzo duży. A w samym Gruzdiądzu straciliśmy chyba z godzinę.
Dotarliśmy do miejscowości Ruś nad jeziorem Ruskim. Znaleźliśmy ośrodek i zakwaterowaliśmy się.
Położenie Ośrodka
Ośrodek bardo malowniczo położony nad samym jeziorem ok 20 km od centrum Ostródy. W samym lesie 2,5 km od wsi. Ośrodek wyremontowany i bardzo zadbany w domkach 4-6 osobowych są kominki w każym pokoju jest lodówka i łazienka. Są place zabaw dla dzieci, miejsce do palenia ogniska, i altanka. Jest sporo sprzętu do siedzenia ławeczki krzesełka na zewnątrz. Można wypożyczyć grilla, a dla lubiących sporty wone kajaki, łodzie i rowery wodne. Szczegóły na www.rus.pl. Na jeziorze można zobaczyć dwa sępy (fot 5), jak tylko zobaczą człowieka zbliżającego się do jeziora podpływają i sępią kawałek chleba.
Nowa Zelandia w lesie
Po zakwaterowaniu trzeba było coś zjeść i zrobić zakupy. Sklep w odległości ok 2,5 km od ośrodka. Dobrze zaopatrzony z bardzo miłą obslugą. Wieś też ładnie położna. Bardzo ciekawe jest Bocianie gniazdo (fot 4). Po zrobieniu zakupów i zorientowaniu się gdzie można coś zjeść trafiliśmy do Nowej Zelandii (fot3). Restauracji na trasie Morąg Olsztyn.
Orgazm dla kubków smakowych
Jedzenie w tej restauracji było wyśmienite. fot(1, 2) zamówiłem sobie krem z pomidorów i faktycznie dostałem doskonały krem pomidorowy. Żona zamówiła pizze też była wyśmienita ja wźąłem sobie spagetti. Naprawdę tak dobrego jedzenia dawno nie jadłem. Oczywiście jesze tam wróciliśmy na kolejny obiad w jeden z innych dni.
Tak zakończyliśmy pierszy dzień pobytu.
Wycieczka po lesie
Po powrocie z obiadu i rozpakowaniu się poszliśmy na wycieczkę po lesie i okolicach.
Do okoła jeziora są przepiękne lasy mieszane. Z dużą liczbą starych drzew w przewadze Brzóz. Tak sobie spacerowaliśmy chłonąc otaczającą nas naturę. Kompletny brak wielkomiejskiego gwaru i hałasu, tylko śpiew ptaków oraz dogłosy drzew. Gdy nagle coś zaszeleściło w krzakach, gdzieś tak ok 3 m od nas. Zaglądaw w krzaczory a tu sobie sarenka wcina listki. tylko łepek wystawał. Gdy nas zobaczyła dała susa z krzaczorów w naszym kierunku, potem szybki zwrot i dwa susy w głąb lasu. Tyle ją wiedzieliśmy nawet nie zdążyłem aparatu ustawić choć miałem go w ręku. Poszliśmy dalej zachwyceni tym bliskim spotkaniem z naturą. Wyszliśmy na polanę i młody zagajniczek tam nad nim latał sobie wielki orzeł. To naprawdę było coś nie samowitego. Podekscytowani wróciliśmy do domku.
Dzień drugi Ostróda
Ja przewodnik
Dzień zaczęliśmy ok godz 8:00 śniadankiem. Ok 10:00 byliśmy już w Ostródzie był to czwartek 22 maja więc święto. Pierwsza część wycieczki to odwiedzenie miejsc, które juz znałem. (Patrz Ostróda start 1) Początek zwiedzania zaczęliśmy od mola następnie porzsłiśmy na wieżę widokową w kościele Ewangelickim na ul Seinkiewicza, która poprzednim razem była zamknięta. W drodzę na wieżę można zobaczyć muzeum sprzętów domowych bardzo starych ale też i bardziej wsółczesnych (fot 10) Na wieży można zobaczyć dzwonki kościelne (fot 9). Widok z wieży jest przepiękny mimo (fot 8), że przysłonięty przez wielkie żaluzje. Tak minęły cztery godzinki na spacerku to tu, to tam.
Obiadek i dalsza część spaceru
Zostawiliśmy psiaka w samochodzie i poszliśmy na obiad. Piesek przez cały czas pilnował naszego samochdu (fot 11) Taki właśnie obraz zastaliśmy popowrocie. Nasze kroki skierowałiśmy do wiży Bismarckiej (fot.16) przy ul . 3 maja. Warto trzymać się nabrzeża gdyż nie trzeba przechodzić przez teren Park Hotelu i są ciekawsze widoki na jezioro. (fot 13, 17, 15). Po drodze mijamy początek Najsłynniejszego polskiego kanału Ostródzko-Elbląskiego (fot14, 19).
Wartozejść ze szlaku
Zeszliśmy z głównych ulic Ostródy i podziwialiśmy piękno starych kamieniczek, domów, na naszej trasie napotkaliśmy młym (fot. 18) kawałek dalej zobaczyliśmy budynek KINA (fot. 20) Tak spacerowalismy jeszcze kilka godznin, ale to najlepiej sami sobie zobaczcie, naprawdę warto czasem zejść ze szlaku i podziwiać piękno którego w przewodnikach nie znajdziecie. Oczywiście nigdy nie zscodźcie ze szlaków w górach i terenach dzikich i nie znanych, tylko w miastach jest to dopuszczalne. Zawsze znajdzie się ktoś kto wrazie zgubienia pokieruje nas do domu.
Koniec zwiedzania
Tak zakończyliśmy nasz spacer po tym przepięknym mieście wróciliśmy do domku niestety zmęczenie dopadło moją żonkę i psiaka (fot. 21, 22). Tak wyglądły moje panie "lekko padnięte" nie ma co sie dziwić to była godz 19:00 wię po 9 godzinach spacerku można im wybaczyć. Lecz dzień się jeszcze nie skończył. Po jakiejś godzince odpoczynku zaproponowałem pójście do sklepu i ku mojemu dziwienie nie było żadnych protestów. Poszliśmy razem było 5 km w obie strony (fot.23)
Grilla
Po powrocie ze sklepu czas był zrobić grilla zająłem się więc rozpaleniem a żonka przygowowała kiełbaski. Grilla rozpaliłem odrazu tzn odrazu pojawiły się na nim piekielne ognie (fot 24). Usiedliśmy sobie na balkonie i czekaliśmy na kiełbaski popijając winko. Ja nie mogłem odmówić sobie napicia się w klasycznym stalowym kubku. (fot 26).
Tak zakończyliśmy kolejny dzień.
Dzień trzeci Olsztyn, Morąg
Olsztyn
Dotarliśmy do Olsztyna bez problemów. Zaparkowaliśmy przy budyku Poczty Polskiej (fot. 26). Obraliśmy kierunek na starówkę, przeszliśmy przez bramę miasta (fot. 27). Kolejne kroki skierowaliśmy w stronę zamku (fot. 29-37). Przed zamkiem siedzi sobie Nikoljus Copernikus a na jego kolanach moja żonka (fot.31). Na dziedzińcu możnz było sprawdzić dyby (fot.33, 34). Zamek jest otwarty dla zwiedzających, można wejść na wieżę (fot. 33). Z okien wieży widać panoramę Olsztyna. Widoczność ograczona jest przez otwory strzelnicze (fot. 35, 37). Na dziedziniec można wyjżeć przez większe okna (fot.36).
Misto
Po zwiedeniu zamku poszliśmy "w miasto" (fot.38). Wtym czasie usiedliśmy też i zjedliśmy obiad. Następnie ruszyliśmy w poszukiwaniu ciekawych miejsc takich jak np. wiadukt kolejowy (fot.39). Dotarliśmy do centrum i do ratusza (fot.40). Naprzeciw ratusza zobaczyliśmy "plombę architektoniczną" (fot.41).
Trasa powrotna Morąg
W drodze powrotnej pojechaliśmy dłuższą trasą przez Morąg.
Małe malownicze miasteczko. Pierwsza po wjeździe do miasta rzuciła się w oczy górująca nad miastem wieża ciśnień (fot. 42). Zaparkowaliśmy nieopodal i poszliśmy na poszukiwanie przygód. Bez trudu trafiliśmy na pałac Dohnów (fot. 43). Niestety był już zamknięty, lecz mój zmysł szwędacza kazał mi skręcić w boczna uliczkę. Zobzczyłem tam jakieś dziwne budynki. Poszliśmy w ich kierunku i co? I zobaczyliśmy ruiny zamku krzyżaciego. Oglądaliśmy ruiny przez płot (fot.44) Gdy nagle otworzyły się drziw i wyszła kobieta.
Wnętrze zamku
Odziwo kobie nie pogoniła intruzów lecz, mimo późnej pory zaporsiła nas do zwiedznia zamku. Pokazała nam prywatne komnaty, chodziłem po tak starych peska podłogowych, że aż serce biło szybciej. A sufity było w tak borym stanie, aż dech zapierało. fotek nie robiłe we wnetrzu gdyz nie chciałem naruszać prywatności gospodarzy. Zwiediliśmy też dziedziniec (fot.45-51). Spokuj ogladania zakłucił nam wielki "pies", który wyskoczył z za krzaków (fot.46).
Armatki
Po wyjściu z zamku trafiliśmy na dziwne ślady stóp na chodniku. Oczywiscie podażyliśmy ich śladem. Trafiliśmy na kościół na rynku (fot. 52). W otoczeniu koscioła stały dwie armatki z 1862 (fot.53, 54). Po drodze do ośrodka trafiliśmy do Nowej Zelandii i zjedliśmy tam kolację.
Dzień czwarty Kanał Ostródzko-Elblaski
Bilety
To był najtrudniejszy etap naszej wycieczki, bilety na przepłyniecie całego kanału trzeba zamawiac z wyprzedzeniem kilku tygodni. My mielismy szczęście, że pani była bardzo miła i zatrzymała dla nas dwa bilety z których ktoś się wycofał. Nie były to na całą trasę lecz od Małdyt. szczegóły możecie znaleźć na stronie www.zegluga.com.pl.
Wredna pogoda
Mimo środku lata pogoda była okropna wiał wiatr zimy jakby koś lodówę otworzył. Słońce schowało się za chmurami. My jednak się nie zniechęciliśmy. ruszyliśmy do Małdyt. Po drodze spotaliśmy pieska odpoczywającego na dachu swej budy (fot. 55). Oraz minęliśmy też Restaurację Pod Kłobukiem, wygląda jak mini zamek (fot. 56). W małdytach na przystani zobaczyliśmy cud techniki (fot. 57) moto-kajak.
Rejs
Statek pasarzerski (fot. 58) przypłynął punktualnie. Zasiedliśmy na górnym pokladzie by mieć dobry widok. Długo nie trzeba było czekać bo juz po paru minutach zobaczyliśmy czaple w locie (fot. 59). Kawałek dalej stała sobie inna czapla (fot. 60). Jak wspominałem pogoda była wredna ale my siedzieliśmy na pokładzie widokowym. Ogladaliśmy sobie piekne okoliczności przyrody.
Pochylnie
I tak dotarliśmy do jednego z większych cudów inżynierii budowlanej. Pochylnie mają róznicę poziomów około 100m (fot. 61, 64). Podziwiałem też precyzję manewrów załogi statku, w niektórych miejscach odległość burt od zwężeń wysiła mniej niż stojące na krawędzi pudełko zapałek. Ciekawostką tego kanału jest to żecztero metrowe koła (fot. 63)ciąnące linę napędzane są przez wodę. Na pochylniach mijaliśmy to staki płynące w drugą stronę lub mniejsze jednostki (fot.62).
Koniec rejsu
Tak oto po kilku godzinach rejsu docieramy do kresu podróży. Wpływając na rozlewiska (fot. 69) widać już z daleka wierzę Katedry w Elblągu. przez krótki moment pokazało się słoneczko (fot.66), napotkaliśmy też latające ptactwo (fot. 67, 68). W oddali przez gęste chmury zaczęło niesmiało przebijac się słoneczko (fot. 70). Wpływając do Elbląga można było zobaczyć Katedrę w pełnej okazałości (fot. 71). Przesiedliśmy się do autokaru, który zabrał nas do Małdyt, lecz jeszcze szybki rzut oka przez szyby autobusu na elbląskie Stare miasto (fot 72).
Następny dzień to już tylko pakowanie i powrót
Powrót do domu
Spakowalismy się szybko i nie bez łezki w oczach wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do domu. Tak zakończył się długi weekend.
Pozdrawiam
i do zobaczenia na szlaku.