Podsumowanie Doliny Baryczy
To był ostatni dzień w Dolinie Baryczy. Miało być podsumowanie, pożegnanie, kropka nad i całego wyjazdu. Jak się później okazało i zgubiło kropeczkę, zupełnie jak w wierszu Tuwima. Ale po kolei…
Postanowiliśmy obejść dookoła staw Grabownica. Zaczęło się przyjemnie – staw, zieleń, ptaki, oznakowana ścieżka przyrodnicza. Były to jednak miłe złego początki.
Na przeciwległym brzegu stawu zaczęły nas ścigać komary. Trochę później idąc prostą drogą zgubiliśmy oznakowanie ścieżki. Cofnęłam się i znalazłam miejsce, gdzie powinniśmy skręcić (przegapiłam jeden znak). Gdy skręciliśmy we wskazanym kierunku, oznakowanie było, ale nie było ścieżki. Raczej trudno nazwać ścieżką pokrzywy sięgające do pasa (a dziecku prawie do twarzy, więc córka szybko wylądowała na barana) i co chwilę zwalone drzewa.
Pokonaliśmy ten trudno dostępny i chyba mało uczęszczany fragment trasy i wyszliśmy na ukwieconą łąkę, gdzie spłoszyliśmy niechcący kilka żurawi.
Tu szło się zdecydowanie lepiej.
Wkrótce potem dotarliśmy do końca ścieżki przyrodniczej i do wieży widokowej zwanej Wieżą Ptaków Niebieskich.
To była właśnie planowana kropka nad i całego urlopu – spojrzenie z góry na Stawy Milickie. Jednak okazało się, że wieża jest w remoncie. Panowie pracowali naprawiając schody i nie wpuszczali nikogo na górę. Obiecywali, że skończą w ciągu kilku dni, ale my już następnego dnia mieliśmy być daleko… Trudno – będzie pretekst, żeby kiedyś wrócić.
Przy wieży spodziewałam się też kolorowego karpia, ale okazało się, że stoi on trochę dalej, na skraju miejscowości. Była to ostatnia rybka spotkana na Kolorowym Szlaku Karpia. W sumie w naszej kolekcji zebrało się 28 karpi.
Wieczorem już zupełnie na koniec spacerowaliśmy groblą na Stawie Słonecznym starając się utrwalić wspomnienia z Doliny Baryczy w głowie, w sercu i na zdjęciach. Polecam każdemu pobyt w tej pięknej krainie.