Spacerów i zwiedzania nie mamy dość, czyli Postolin, Twardogóra i Goszcz
Kolejny dzień urlopowego wędrowania rozpoczęliśmy w Postolinie. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy rzymskokatolickim kościele filialnym pod wezwaniem Chrystusa Króla. Ładna szachulcowa świątynia z końca XIX wieku dawniej była kościołem ewangelickim. Warto zwrócić na nią uwagę mimo, że w pobliżu nie ma żadnego kolorowego karpia.
Z Postolina wyruszyliśmy na ścieżkę przyrodniczą prowadzącą na Wzgórze Joanny. Będąc imienniczką tego wzniesienia nie mogłam go pominąć w swoich planach.
Wędrowaliśmy kierując się zielonymi znakami ścieżki i trochę mapą, bo w niektórych miejscach oznakowanie było niejednoznaczne. Po drodze minęliśmy park podworski, głaz narzutowy i leśny stawek.
U celu wyprawy, na Wzgórzu Joanny zastaliśmy ukryty wśród drzew zamek myśliwski, zwany Wieżą Odyniec. Ów zamek został zbudowany w 1850 roku przez Heinricha Rudolfa von Salisch z Postolina, który był ponoć dobrym myśliwym. Nazwa wzgórza pochodzi prawdopodobnie od imienia jego matki.
W tym miejscu zrobiliśmy postój. Zjedliśmy kanapki, odpoczęliśmy i wróciliśmy do Postolina czerwonym szlakiem. Dalszy ciąg ścieżki przyrodniczej też powinien doprowadzić nas do punktu wyjścia, bo ścieżka tworzy pętlę, ale wybraliśmy trasę trochę krótszą i lepiej oznakowaną.
Z Postolina wyruszyliśmy na zwiedzanie z zamiarem powiększenia kolekcji kolorowych karpi o kolejne okazy. W Twardogórze zobaczyliśmy kościół pod wezwaniem Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych,
zamkniętą bramę do parku pałacowego
oraz szachulcowy kościół pod wezwaniem Trójcy Świętej i Matki Boskiej.
Przy tym kościele znajduje się karp pomalowany „w mur pruski” i w ten sposób nawiązujący wyglądem do ścian świątyni.
Następnie pojechaliśmy do ruin pałacu von Reichenbachów w Goszczu. Barokowo-rokokowy pałac wzorowany na rezydencjach francuskich został wzniesiony w XVIII wieku. Do 1945 roku należał do rodu von Reichenbachów. Po pożarze w 1947 roku nie został odbudowany. Dziś odrestaurowana i użytkowana jest część północno-zachodniego skrzydła. Reszta pałacu pozostaje ruiną, ale jest to ruina zabezpieczona, zadbana i posprzątana i ogólnie robi dobre wrażenie.
Pochodziliśmy po kilku kondygnacjach pałacowych murów, a na dziedzińcu przy odremontowanym skrzydle pałacu odnaleźliśmy kolejnego kolorowego karpia.
Na koniec odwiedziliśmy Campus Domasławice. Przyciągnął nas tu kolorowy karp i pora obiadowa.
Znów zamówiłam rybę. Już nie pamiętam jaką, ale pamiętam, że mi smakowała. Campus Domasławice oferuje też pole namiotowe, park linowy i inne atrakcje, ale tym razem nie skorzystaliśmy, tylko zaraz po obiedzie wróciliśmy do Rudy Milickiej.
Tego dnia nie byliśmy nad stawami, ale dzień w Dolinie Baryczy bez ptaków byłby dniem straconym, więc dorzucam zdjęcie zięby, która towarzyszyła nam przy obiedzie.