Stawy i groble, ryby i ptaki, Sułów i Ruda Sułowska
Po dwóch dniach podróżowania mieliśmy dość spędzania czasu w samochodzie, więc wybraliśmy się niedaleko od miejsca noclegu, bo tylko do Sułowa i Rudy Sułowskiej.
W Sułowie zatrzymaliśmy się przy rynku, gdzie kolorowy karp wyglądał jakby wyrastał z krzaków.
Spacer po Sułowie doprowadził nas do dwóch szachulcowych kościołów o charakterystycznym wyglądzie „w kratkę”. Jednym z nich jest kościół Matki Bożej Częstochowskiej, dawniej ewangelicki, a obecnie rzymskokatolicki filialny. Drugi to kościół parafialny św. Piotra i Pawła znajdujący się na cmentarzu.
Po drodze, zaglądając przez zamkniętą bramę, pomiędzy starymi drzewami dawnego parku dostrzegliśmy pałac rodu von Burghaus zbudowany w stylu barokowym. Niestety bliżej podejść się nie dało.
W Rudzie Sułowskiej zaparkowaliśmy w pobliżu Hotelu Naturum i kolejnego kolorowego karpia. Ten karp w przeciwieństwie do poprzednich nie został pomalowany jednakowo po obu stronach, ale ma inny wzór na prawym i lewym boku.
Zaraz po zapoznaniu się z karpiem wyruszyliśmy na trasę ścieżki przyrodniczej Wokół Stawów Trześniówki. Ścieżka tworzy pętlę o długości około 5 km i posiada 8 tablic informacyjnych. Rozpoczyna się za Zajazdem Głowaczówka i w większości biegnie groblą pomiędzy stawami.
Było gorąco i obawiałam się, że upał będzie nam mocno dokuczał. Obawy okazały się zupełnie niepotrzebne. Historia Stawów Milickich sięga kilkaset lat wstecz. Prekursorami zakładania stawów i hodowli ryb w okolicach Milicza byli cystersi. Mieli oni (a także ich następcy) w zwyczaju sadzić dęby na groblach między stawami. Dzięki temu teraz kilkusetletnie dębowe aleje dawały nam przyjemny cień.
Jeśli chodzi o ptaki, spodziewałam się, że je spotkam i nie zawiodłam się. Zachwyciła mnie ilość i różnorodność ptactwa. W tych okolicznościach przyrody niewiele brakowało mi do szczęścia – może tylko dłuższego obiektywu do aparatu.
Szliśmy niespiesznie rozglądając się na boki zwłaszcza tam, gdzie trzciny nie zasłaniały widoku.
Do Rudy Sułowskiej wróciliśmy głodni akurat na porę obiadową. Gospoda 8 Ryb tylko na to czekała. Zdecydowałam się na zupę rybną i od męża spróbowałam suma w bekonie, ale wybór nie był łatwy, bo inne dania też kusiły.
Po obiadku, już prawie na koniec podeszliśmy do Muzeum Tradycji Rybackiej. Zobaczyliśmy też ostatni etap hodowli karpia, czyli płuczkę i to co dzieci lubią najbardziej, czyli zagrodę ze zwierzętami.
Wracając do Rudy Milickiej zajechaliśmy do Ostoi Konika Polskiego w pobliżu Milicza. Koników nie zobaczyliśmy, ale kolorowy karp stał na swoim miejscu.
Mewy też nie zawiodły.
Na tym zakończyliśmy zwiedzanie tego dnia.