Tatry 2015 - jaskinie
Drugie dzień, pogoda jak to w zwyczaju nie pewna, wybraliśmy się do Jaskini Mylnej … chwila wahania, ponieważ zaczęły się burzowe pomruki, a w jaskini lepiej wtedy nie być. Do Kościeliskiej mieliśmy dotrzeć od Doliny Lejowej, jednak jakoś tak się stało, że znów coś czuwało, że tam nie dotarliśmy. A czuwało, ponieważ okazało się szlak w pewnym momencie jest nie do przejścia ze względu na powalone drzewa i albo się trzeba wracać albo schodzić stromym zboczem jak to uczyniła 4-osobowa grupa. Chwilę po tym pojawiła się informacja, że dolina jest zamknięta. Ostatecznie pomruki ustają, więc udajemy się do celu. Dochodzimy do drogowskazu, który wskazuje czerwony szlak do Jaskini Mylnej i czarny do Jaskini Raptawickiej. My będziemy trzymać się na całej trasie tylko znaku czerwonego. Najpierw wdrapujemy się po skale z łańcuchami. Po kilku łańcuchach kamienna ścieżka w górę, dochodzimy do rozgałęzienia, my kierujemy się w lewo wraz z pięknymi widokami, mijamy otwór Jaskini Obłazkowej i kawałek dalej znajdujemy właściwy otwór. Ubieramy bluzy, latarki czołowe, rękawiczki mamy od początku i wchodzimy. Na początek wąski, ale swobodny korytarz, prowadzący do obszernej komory z Oknami Pawlikowskiego (nazwa na cześć pierwszego badacza jaskini) – niesamowity widok i odczucie posiadania pod stopami pionowej skały, a przed oczami widok na Bystrą (jeden z kolejnych naszych celów). Po chwili zachwytu i przepuszczeniu dwóch wycieczek, kierujemy się do właściwego wejścia jaskini. Praktycznie od razu robi się wąsko, nisko, mokro. Cała droga ma oznaczenia szlakowe, więc raczej zgubienie się nie jest możliwe. Przejście jaskini jest wyśmienitą gimnastyką rozciągającą podczas manewrowania między kałużami, ściankami, itp. niko w przypadku tej jaskini oznacza paść na kolana, a pod kolanami mokre kamienie (lepsze mokre kamienie niż mokra ziemia) i tak systemem kolanowo-kuckowo-bocznym pokonujemy jaskiniowe niespodzianki, dochodząc do miejsca obszerniejszego, po to by za chwilę zostać wrzuconym na skalną półkę ‘nad przepaścią’ z łańcuchem zabezpieczającym. Z łańcuchów kamiennym mostkiem do tunelu i już jesteśmy u wylotu. Rewelacyjna atrakcja więc szczerze polecam, ale nie dla klaustrofobików 😉 schodzimy inną drogą, ponieważ jaskinia jest jednokierunkowa. Schodzimy dalej czerwonym szlakiem wychodzimy w miejscu kierunkowskazu do Wąwozu Kraków. Zejście odsłania nam od góry Dolinę Kościeliską – bajecznie. W drodze powrotnej na końcowy odcinku łapie nas ulewa, ale taka ulewa, że najlepiej być na boso w kąpielówkach 😉 na szczęście jedyna taka w trakcie przemierzania szlaków.
Tegoroczny sezon zrobił się nam jaskiniowy, ponieważ kolejna wyprawa to Jaskinia Raptawicka. Tutaj dostarczymy sobie troszkę innych wrażeń. Ale najpierw ta sama skała i część ścieżki do pokonania. Dopiero przy rozgałęzieniu wchodzimy na czarny szlak prowadzący stromawą i żwirowatą ścieżką. W ten sposób docieramy pod skałę jaskini. Już samo to miejsce może stać się docelowym, widok och i ach. Po małej sesji pora na pokonanie pionowej skały przy pomocy łańcuchów. O tyle dobrze, że nie jest ona gładka, ale dość postrzępiona, jednak dla mało doświadczonych może okazać się wymagająca, co gorsze trafiamy na grupę wychodzącą i musimy się mijać. Wejście do jaskini wygląda tak: wchodzimy przodem po łańcuchu pod samiutką krawędź, po czym musimy przemieścić się tak by znaleźć się od drugiej strony na drabinie tyłem, ponieważ musimy po niej zejść w dół. Brzmi skomplikowanie, jednak nie taki diabeł straszny 😉 sama jaskinia to jedna główna komora, czy może dwie jakby się uprzeć o podzielenie ich i możliwość przeciśnięcia się dalej szczelinami. droga powrotna jest ta sama, więc musimy wdrapać się po drabince i przemieście tym razem z niej na łańcuch zasada ta sama, ale jest o tyle bardziej kłopotliwe, że schodzimy na skałę musząc trafić gdzieś na odpowiedni punkt skalny a nie drabinę z oczywistymi szczeblami. Ponieważ jest dość pionowo najlepiej schodzić tyłem po łańcuchach i najbezpieczniej, choć może bardziej kłopotliwie. Droga na dół do doliny ta sama, a ponieważ godzina młoda kierujemy się ku przypomnieniu do smoczej jamy. Mam wrażenie, że jest w niej jeszcze bardziej ślisko niż w zeszłym roku. mały szpagacik zaliczony 😉 otwór wyjściowy również bardzo śliski. Wychodzimy na Polanę Pisaną i wracamy. Tym razem żadne niespodzianki pogodowe nas nie spotkały.