Krempna: Wysokie i ścieżka przyrodnicza Kiczera na pożegnanie z Beskidem Niskim
Ostatni dzień urlopu i ostatnia górska wycieczka. W pobliżu Krempnej czekała na nas ścieżka przyrodnicza Kiczera. Dodatkowo marzyło mi się wejście na Wysokie, bo spodziewałam się stamtąd ładnych widoków. Początkowo miałam wątpliwości, czy trasa nie będzie za długa. Jednak po kilku udanych wycieczkach lepiej potrafiłam ocenić nasze możliwości i uznałam, że damy radę.
Podjechaliśmy do parkingu przy zalewie w Krempnej, aby stamtąd rozpocząć wędrówkę. Nocowaliśmy około 1,5 km od zalewu. Niby niedużo, ale dodatkowe 1,5 km na początku trasy i 1,5 km na koniec mogło zrobić różnicę zwłaszcza dla dziecka.
Na Wysokie szliśmy cały czas zielonym szlakiem.
Początkowo droga była asfaltowa, ale bardzo mało uczęszczana, bo weszliśmy w część Magurskiego Parku Narodowego, gdzie wjazd samochodem możliwy jest tylko na podstawie specjalnego zezwolenia.
Następnie skręciliśmy na polną drogę i zaczęliśmy wchodzić pod górę. Jednak tego dnia to nie długość trasy ani wysokość szczytu dała nam się we znaki, tylko upał. Słońce grzało mocno, a drzew dających cień po drodze prawie nie było.
Na szczęście na Wysokim zastaliśmy zadaszoną platformę widokową, która pozwoliła na odpoczynek i piknik w cieniu.
Podziwialiśmy widoki we wszystkich kierunkach, ale nie aż tak dalekie jak bym chciała. Znów nie zobaczyliśmy Tatr, choć podobno z tego miejsca bywają widoczne. Za to pięknie było widać bliższe polskie i słowackie szczyty.
Od tej pory miało być już z górki. Schodziliśmy tą samą drogą aż do skrzyżowania zielonego szlaku ze ścieżką przyrodniczą Kiczera.
Ścieżka Kiczera ma około 2,5 km długości, oznakowana jest na czerwono i posiada 11 punktów oznaczonych numerami.
Odeszłam kawałek w bok do początku ścieżki, żeby nie pominąć trzech pierwszych punktów. Zwłaszcza pierwszy punkt wart jest zobaczenia, bo to cerkwisko w nieistniejącej wsi Żydowskie. Dziś w miejscu dawnej cerkwi stoi tylko jej makieta i kilka krzyży z dawnego cmentarza.
Idąc dalej zobaczyłam łąkę i kwitnące na niej… w pierwszej chwili pomyślałam, że krokusy. Ale jak to? Chyba nie tutaj i na pewno nie o tej porze roku. Po chwili zastanowienia i sprawdzeniu w internecie już wiedziałam, że to zimowit jesienny. Pięknie to wyglądało i dla mnie było czymś niespotykanym na co dzień.
Dalej wędrowaliśmy kierując się czerwonymi znakami ścieżki Kiczera, która obchodzi wokół szczyt o tej samej nazwie.
Przystanęliśmy na punkcie widokowym,
minęliśmy zdziczałe drzewa owocowe,
a potem weszliśmy w las.
Dotarliśmy do polany z wiatami turystycznymi i miejscem na ognisko, gdzie kończy się ścieżka przyrodnicza.
Po krótkim postoju i kolejnych kilku kilometrach zielonym szlakiem, wróciliśmy do Krempnej.
Następnego dnia rano czekało nas ostatnie spojrzenie na Beskid Niski i długi powrót do domu. Niedosyt oczywiście pozostał. Pozostały miejsca do zobaczenia (np. Nieznajowa z drzwiami do nieistniejącej wsi), szlaki do przejścia (np. ścieżka przyrodniczo-kulturowa Świerzowa Ruska) i zabytki do zwiedzenia (np. kolejne drewniane cerkwie). I pozostała chęć powrotu, ale ona do przyszłego urlopu zapewne zostanie zwyciężona przez potrzebę odkrywania całkiem nowych, nieznanych miejsc w zupełnie innym zakątku Polski…