Okolice Jasła – skansen Karpacka Troja w Trzcinicy i Mini Zoo w Wolicy
Zafundowaliśmy sobie dzień wypoczynkowy. Żadnego męczącego łażenia po górach. Do południa w ogóle leniuchowanie – tylko interaktywne Muzeum Magurskiego Parku Narodowego w roli placu zabaw. Dłużej nie wytrzymałam.
Po wczesnym obiedzie pojechaliśmy do Trzcinicy położonej około 5 km od Jasła. Zamierzaliśmy zwiedzić Skansen Archeologiczny „Karpacka Troja”.
Częścią Karpackiej Troi jest pawilon wystawowy, w którym zaprezentowano przedmioty znalezione przez archeologów na grodzisku podczas prac wykopaliskowych oraz sceny z życia codziennego dawnych mieszkańców tych ziem. Wyświetlany jest też film o historii Trzcinicy. Właściwie od tego powinniśmy zacząć zwiedzanie, ale akurat przyjechała duża grupa zorganizowana, więc chcąc uniknąć tłoku, film i wystawę zostawiliśmy sobie na koniec.
Przeszliśmy od razu do parku archeologicznego. Zrekonstruowano tu dwie osady: wioskę z epoki brązu i wioskę słowiańską.
Podeszliśmy do zagrody hodowlanej ze zwierzętami, które towarzyszyły ludziom w dawnych czasach. Oczywiście kozy, owce i bydło dawnych ras spodobały się zwłaszcza dziecku. Wiadomo, że jak coś się rusza, to jest ciekawsze.
Następnie powędrowaliśmy na położone trochę wyżej grodzisko. Odtworzono tu fragmenty murów obronnych, bramy i chaty w miejscach, gdzie odkryto ich pozostałości.
Na koniec trasa zwiedzania prowadzi do wieży widokowej. Niestety nie mogliśmy na nią wejść, bo akurat była zamknięta z powodu remontu. Szkoda.
W drodze powrotnej zaplanowałam niespodziankę dla tych, co lubią zwierzaki. Mini Zoo w Wolicy poza weekendem otwarte jest dopiero od 15:00. Między innymi dlatego nie wyruszyliśmy na zwiedzanie z samego rana. Nie chciałam przejeżdżać koło Wolicy zbyt wcześnie.
W Mini Zoo zobaczyliśmy różnorodne ptactwo: kury, indyki, pawie, strusie, a także inne zwierzęta.
Mogliśmy dokarmiać daniele jabłkami (w cenie biletu) i alpaki marchewką (za dodatkową opłatą).
Alpaki można ostatnio spotkać w wielu miejscach i chyba nie trzeba ich nikomu przedstawiać. Napiszę tylko, że wsiąkliśmy na dobre. Prawie do zamknięcia Mini Zoo pozostaliśmy na pastwisku wśród przemiłych, puszystych i bardzo przyjaznych zwierzaków. To był taki urlopowy „dzień dziecka”.