Jesienny Beskid Śląski - Czupel i Trzy Kopce Wiślańskie

Jesień w górach w pełni, ale kochani, to już jej ostatnie najpiękniejsze tchnienia. Dlatego wyskoczyliśmy jeszcze raz zobaczyć te cudne pejzaże. Przyciągnęła nas kolejna ławeczka. Ta jednak nie jest tak łatwo osiągalna, bo stoi na szczycie 🙂 Na jakim? To Czupel o wysokości 882 metry n.p.m. Nie pomylcie z najwyższym szczytem Beskidu Małego o tej samej nazwie.

Szlak zielony na Czupel
Na wiślański Czupel dotarliśmy zielonym szlakiem spod Ośrodka Narciarskiego Nowa Osada, choć sam wierzchołek jest poza znakowaną trasą. Zaparkować można przy ośrodku właśnie, ale my stanęliśmy nieco niżej, przy ulicy Gościejów, skąd pod wyciąg dotarliśmy ulicą Wypoczynkową. To dlatego, że planowaliśmy dłuższą pętlę.
Szlak zielony daje po drodze kilka punktów widokowych i kręci się momentami przy kolejce krzesełkowej. Nie jest tak malowniczy jak ten na Cieńkowie i jednak trudniejszy. O wózku nie ma mowy.


Na szczycie
Szczyt jest dość ostry i mało rozległy, stąd jego nazwa. Pod kopułą szczytową zeszliśmy ze szlaku i wyraźną ścieżką podeszliśmy kawałek dość stromo na samą górę. Widoki z Czupla są fantastyczne i powiem Wam, że aż tak ładnych się nie spodziewałam 🙂 Zobaczysz tu grzbiet Cieńkowa, Skrzyczne, Malinowską, Magurkę Wiślańską, Baranią Górę, a nawet Obidową. A do tego jeszcze wyższy Beskid Żywiecki i szczyt Wielkiego Rozsutca. To już Mała Fatra na Słowacji.


Jest naprawdę świetnie, a do tego ta ławeczka. Co prawda słabo oddycha, bo jest tu tak mało miejsca i do południa widoki stąd są pod słońce, ale nie przeszkadza to w kontemplacji. Siedziałam zauroczona! Na szlaku nikogo nie spotkaliśmy, za to na Czuplu dołączyli przemili turyści, pozdrawiamy 🙂 Nie ma oczywiście tu żadnego schroniska, więc dobrze, że kanapki i herbatę mieliśmy ze sobą.


Szlakiem żółtym na Trzy Kopce Wiślańskie
Kawa i ciasto miały być później, w Telesforówce na Trzech Kopcach Wiślańskich 🙂 Wróciliśmy więc na zielony szlak i dalej nim podążyliśmy przez Smrekowiec (853 m n.p.m.) aż do odbicia na szlak żółty, który nas na owe Kopce o wysokości 810 metrów n.p.m. wyprowadził. To bardzo przyjemna część trasy, w miarę płaska, przez piękny, jesienny las. A w Telesforówce niestety zonk. Bo w październiku czynna jest tylko w weekendy, a to był wtorek 😢 Ślinka nam ciekła na wspomnianą kawę i jeszcze bardziej na ciacho, no ale nie ma rady. Musiał wystarczyć wniesiony tu batonik.



Obok bufetu rozciąga się polana ze ślicznym widokiem. Klapnęliśmy sobie tutaj, wraz z kilkoma innymi grupkami turystów. Stoi tutaj fajnie pomalowany stary garbus, z ławeczką w środku. To taki symbol tego miejsca. Nieraz widziałam już jego zdjęcia w Necie. Teraz mam i ja swoje 😉 Niedaleko zobaczysz też trzy głazy. To kamienie graniczne z nazwami miejscowości - Wisła, Ustroń i Brenna. To od nich właśnie wzięła się nazwa szczytu.





Do centrum Wisły
Szczyt to jednak nie koniec, trzeba było jeszcze zejść żółtym szlakiem do centrum Wisły. Po drodze mija się szczyt Kamienny (790 m n.p.m.). Szlak na tym odcinku jest łatwy. Miejscami trochę stromy, ale nawet rodzinę z wózkiem na nim widzieliśmy. W dużej mierze prowadzi asfaltem i płytami, przez Osiedle Jarzębata, tylko niewielki kawałek lasem. Ulicą 11 Listopada i Gimnazjalną dochodzimy do promenady nad Wisłą, a nią do naszego samochodu.


Ostatni fragment, choć w pięknym blasku słońca i nad królową rzek trochę się już dłużył, bo nogi zaczęły o sobie dawać znać. W końcu zrobiliśmy znowu 15 km. I to w dużo szybszym czasie niż wynikało to z opisów w necie. Miało być 5 godzin samego marszu, były jakieś 3 godziny + krótkie odpoczynki. Pozostał przyjemny bagaż przesympatycznych wspomnień z cudnymi widokami w tle 🙂
