Gorączka wtorkowego dnia, czyli ja, rower, Opolszczyzna i skwar
Opolszczyzna... Byłem tam już kilka razy, ale nadal pozostawało mi wiele do obejrzenia. Tak więc, „Pascal. Polska na weekend”, mapy.cz, google maps oraz własna głowa i zacząłem przygotowania. Postanowiłem zacząć w Strzelcach Opolskich, następnie przez Gogolin dojechać do Krapkowic, potem przez Dobrą dojechać do Moszny. Po obejrzeniu znajdującego się tam zamku
miałem udać się do Chrzelic, żeby zobaczyć ruiny zamku Piastów śląskich, po czym dojechać do Dąbrowy i Ciepielowic i poprzez Lewin Brzeski do Brzegu. Łącznie miało wyjść ok. 120 km (wyszło więcej, ale – wstyd się przyznać – w pewnym momencie pomyliłem drogi i pojechałem w złą stronę, przez co musiałem się wracać i ostatecznie wykręciłem prawie 140 km). Ostatecznie udało mi się zrealizować prawie cały plan, oprócz ruin zamku w Chrzelicach – strasznie zarośnięty. Co prawda była jakaś ścieżka, którą miejscowi do zabytku docierali, ale ja, pamiętając o małym krwiopijcy z Borów Tucholskich, postanowiłem się tam nie pchać. Poza tym, śliczny pałac w Dobrej mogłem obejrzeć tylko z daleka, ponieważ jest to własność prywatna i podejść bliżej nie można. Niestety.
Żeby jednaj dotrzeć na miejsce, muszę korzystać z mojego „ulubionego” przewoźnika, czyli PKP. Pierwotnie miałem pojechać w nocy z niedzieli na poniedziałek. Po przybyciu na dworzec w Kutnie, okazuje się, że pociąg, którym miałem jechać, jest opóźniony o – bagatela – 120 minut i w związku z tym nie zdążę na połączenie ze Skierniewic do Krakowa... Cóż, słowa, jakich użyłem nie nadają się do druku, więc ich nie zacytuję. Zastanawiam się tylko, czy w ogóle jest możliwe, żeby w tym, ogromnym przecież przedsiębiorstwie, mogła zdarzyć się taka sytuacja, że wszystko zafunkcjonuje zgodnie z planem, chociaż raz... Tak czy inaczej, zostałem zmuszony do przełożenia wyjazdu o jeden dzień, co akurat miało takie znaczenie, że trafiłem w środek afrykańskiego upału.
Ale zanim zacznę się smażyć, gotować, przypiekać, roztapiać itd. najpierw melduję się na dworcu w Skierniewicach, gdzie wita mnie pomnik jednego z najbardziej znanych bohaterów polskiej literatury, czyli imć Wokulskiego.
Ponieważ jednak nie chce odpowiedzieć na pytanie co u Izabeli Łęckiej, więc opuszczam to – skądinąd – sympatyczne miasto i po wielogodzinnej podróży melduję się w Strzelcach Opolskich i zaczynam zwiedzanie. Na początek jadę w stronę baszty
Jak widać jest w remoncie. Przy okazji obok widać zaadaptowany do celów hotelowo-rozrywkowych budynek starego browaru
Tuż przy baszcie znajduje się kościół św. Wawrzyńca.
Akurat trwała msza, więc do środka wejść nie mogłem. Robię więc zdjęcia okolicy
i udaję się na rynek. Warto zobaczyć tam budynek ratusza
oraz ciekawą fontannę z Myśliwcem. Jest to oczywiste nawiązanie do nazwy miasta i co ważne – posąg przetrwał wojnę i cieszy swoim widokiem do dziś.
Po drugiej stronie DK 94 można zobaczyć ruiny zamku, a precyzyjniej mówiąc można było, ponieważ obecnie jest odrestaurowywany, więc zbyt dużo nie zobaczycie.
Jadąc w stronę Krapkowic warto na chwilę zatrzymać się przy cmentarzu, żeby popodziwiać znajdujący się tam kościół św. Barbary. Co prawda, niewiele widać, bo też jest remontowany, ale to akurat bardzo dobrze, bo ponoć był w stanie tragicznym.
I tak opuszczam Strzelce i jadę w stronę Krapkowic. Po drodze warto zatrzymać się na chwilę w Ligocie Dolnej, gdzie znajduje się Muzeum Sztuki Sakralnej oraz – to, co mnie szczególnie zainteresowało – piec wapienny, nazywany Ikarem.
Sam piec jest pozostałością po znajdującym się na Kamiennej Górze kamieniołomie, a sama płaskorzeźba była symbolem niemieckiej paramilitarnej organizacji lotniczej Nationalsozialistisches Fliegerkorps, której ćwiczenia odbywały się na położonym powyżej pieca szybowisku. Do dnia dzisiejszego zachowały się ślady po literach NSFK, natomiast po swastyce pozostały metalowe mocowania.
Obecnie jest to teren prywatny, więc wchodzicie tam na własne ryzyko 🙂 Jadę sobie dalej i dojeżdżam do znanego z piosenki o Karolince Gogolina. Przejeżdżam, nie zatrzymując się, ponieważ na dłużej chcę pobyć w sąsiednich Krapkowicach, gdzie oglądam zamek von Haugwitz
Teraz jest to siedziba szkoły, więc można wejść na dziedziniec
Obok znajduje się zabytkowy kościół św. Mikołaja
W międzyczasie robi się coraz goręcej (w pewnym momencie mój rowerowy licznik pokazał 40ºC!), więc, jadąc z przerwami na pobyt w cieniu dojeżdżam do miejscowości Dobra, żeby zobaczyć pałac von Seherr-Thoss. Tak jak napisałem na początku, wydaje się, że jest bardzo ładny, ale z bliska obejrzeć go nie można 😢 Jadąc dalej DW 409 można zobaczyć ciekawe bramy (?)
I tak dojeżdżam do zamku w Mosznej
I... cóż, trochę jestem rozczarowany, nie, to złe słowo... Zawiedziony? Nie, też nie... W sumie nie wiem, jak to określić. Tyle się o tej budowli naczytałem, że miałem ogromne oczekiwania i... No właśnie, chyba za duże one były i stąd moje odczucia.
A przecież jest na co popatrzeć
I jest co podziwiać
Więc, jak będziecie w pobliżu, przyjeżdżajcie, mimo wszystko warto!
Po dłuższym pobycie w Mosznej (swoją drogą kolejna fantastyczna nazwa do mojej kolekcji) jadę dalej. Ponieważ w Chrzelicach nie udało mi się dotrzeć do zamku, kolejny postój mam w Dąbrowie, gdzie podziwiam zamek i cieszę się wyjątkowo cieniem tutejszego parku,
a następnie w Ciepielowicach, gdzie – niestety – niszczeje pałac von Solms-Baruthów 😢
Po opuszczeniu Ciepielowic docieram do Lewina Brzeskiego, gdzie zatrzymuję się na rynku (nawet nie jest specjalnie wybetonowany)
przez bramę podziwiam pałac, obecnie szkołę
i stary kościół ewangelicki
Przy wyjeździe z miasta na wysokości cmentarza, przy ścieżce rowerowej można zobaczyć krzyż pokutny.
Oprócz tego, że sam osobiście się piekę na wolnym ogniu, upał przynosi jeszcze jedno zagrożenie, zagrożenie, które dosyć szybko pokazuje się, że jest bardzo realne. Pożary...
W końcu dojeżdżam do Brzegu, z ugotowanym mózgiem, zmęczony niesamowicie, ale szczęśliwy. Kolejne rowerowe i turystyczne marzenie spełnione!