W żółtych płomieniach liści, czyli Zegarowe Skały i Dolina Wodącej
Trzeba przyznać, że jesień tego roku miała swoje pięć minut, a nawet i piętnaście. Po powrocie z Gródka, gdzie na pogodę nie można było ani trochę narzekać, kolejne dwa weekendy nie pozwoliły, by podziwiać je zza okna. Tak się jakoś ciekawie złożyło, że obydwie soboty stanęły pod znakiem Zegarowych Skał i Doliny Wodącej. Za pierwszym razem bardziej w trybie siedzenia i podziwiania, do czego posłużyły nam właśnie Zegarowe Skały,
za drugim ruszamy Doliną przez Grodziska. Co to był za marsz! Wśród gęstwiny szeleszczących liści rozświetlanych promieniami jesiennego słońca, które gdzieś pomiędzy koronami drzew znajdowały przesmyk aby zabłysnąć.
Jeśli chcemy dostać się na Grodzisko najpierw Chłopskie, później Pańskie musimy z głównego szlaku czerwonego (w właściwie czerwono-niebiesko-zielonego) skręcić w lewo wraz z zielonymi znakami. Od razu tutaj wspomnę, że łatwo to miejsce pominąć lub pomylić ścieżki (przynajmniej ja nie mam z takimi pomyłkami w tym miejscu problemów ; ). Gdy jesteśmy już pod grodziskiem czeka na nas system sztucznych ułatwień: kładki, mostki, schodki. Wszystko pięknie zarośnięte, przez co miejsce zachowuje swą dziką naturę.
Na wierzchołku, który znajduje się na wysokości 485 m.n.p.m. został postawiony krzyż i po tym elemencie łatwo rozpoznać, że jesteśmy na miejscu.
Jedno słowo tutaj powinno nas zastanowić – Grodzisko... no właśnie... czy to tylko nazwa skałki? A może jednak wskazuje na coś więcej? Okazuje się, że jednak coś więcej. W obrębie wzgórza istniało osadnictwo, podobnie jak na Biśniku. Zabudowa tworzyła tutaj cały system obronny na przełomie XIII i XIV wieku, który rozciągał się na obszarze Strzegowa – Smoleń, jednak ślady życia odkryte przez archeologów świadczą już o funkcjonowaniu tutaj człowieka od III wieku. Gród, który rozwinął się tutaj został zniszczony na skutek pożaru. Gdy już nadejdzie ochota na to by ruszyć z miejsca, udajemy się dalej zielonym szlakiem (chyba, że chcemy wrócić po własnych śladach), z niego kierujemy się w drogę powrotną wraz z niebieskim kolorem (można ujechać przy schodzeniu z racji kąta nachylenia i mocno wygładzonego gruntu - na zdjęciu nie jest to tak widoczne),
po chwili dochodzimy z powrotem do czerwonego szlaku, którym spokojnie wracamy w kierunku Zegarowych Skał.
Oczywiście nie ma najmniejszych wątpliwości, że trzeba i tym razem się na nie wspiąć – inaczej spacer tą Doliną nie byłby zaliczony. Jesienią wszystko tak szybko się zmienia. Jeszcze tydzień wcześniej tak złociście, tydzień później już bardzo rudo i znacznie bardziej przerzedzony teren.
Oczywiście za każdym razem marsz zaczynamy przy zamku Smoleń (chyba że nam nie pozwala i jest to szybki wyskok na skałkę i z powrotem).
Czy już kiedyś wspominałam, że to miejsce znajduje się w czołówce moich naj... na jurajskim szlaki? : ] Po drodze zahaczamy jeszcze o zachód słońca z widokiem na Zamek olsztyński z jednej z moich ulubionych baz obserwacyjnych w tej okolicy.
Cały odcinek od parkingu pod Zamkiem, to zaledwie 7,5 km przewidziane na 2 godziny samego marszu bez biwakowania.