Z wizytą u Olędrów

Na dworze szaro, buro i ponuro, mglisto i listopadowo... Książę Bożydar śpi (i dobrze mu tak, przynudzał, to niech teraz śpi), a że nie chciałem go budzić, pomyślałem sobie, że pogoda wprost wymarzona na rower. A że u mnie od myśli do czynu droga szybka, ubrałem się, jakbym wybierał się na Syberię i jazda!
Zanim jednak dojechałem do celu, o którym za chwilę, zatrzymałem się w miejscowości Kunki, gdzie niedawno odsłonięto tablicę upamiętniającą odbytą w tym miejscu potyczkę z okresu powstania styczniowego. Bardzo byłem ciekawy jak to wygląda, ponieważ, mimo że na Mazowszu zachodnim doszło do sporej liczby bitew tego największego polskiego powstania, to z upamiętnieniem ich nie jest najlepiej. Przyznam, że trochę się rozczarowałem. Tablica wygląda jakby i ona miała te prawie 160 lat, mało czytelna i w ogóle. Zresztą sami oceńcie.

Kolejny przystanek robię w Gąbinie, obecnie malutkim miasteczku, kiedyś odgrywającym zdecydowanie większą rolę. Zabytków tu mało, bo miasto to przed wojną zamieszkiwali w dużej mierze Żydzi i ślady tego widać do dzisiaj – sporo tu niskiej parterowej zabudowy, często drewnianej. Można jednak zatrzymać się na rynku

i zobaczyć tablicę na domu, w którym urodził się Felicjan Sławoj-Składkowski premier polskiego rządu przed II wojną światową.

Dzisiaj mało kto go pamięta, a był czas, że był wręcz słynny! Ciekawy jestem, czy ktoś z Was wie, czym były tzw. „sławojki”? Jeżeli nie, wyjaśniam – to ... publiczne toalety, które kazał stawiać w każdym mieście premier Składkowski. Ot, pamięć ludzka jest często wredna! 🙂

Ja natomiast postanowiłem udać się do Wiączemina (Wionczemina) Polskiego. Ciekawa rzecz, miejscowość, która ma dwie poprawne nazwy 🙂 Jak to w Polsce bywa, gdzieś, kiedyś, jakiś urzędnik popełnił błąd i tak już zostało. A dlaczego Wiączemin? Otóż od niedawna znajduje się tam Skansen Osadnictwa Nadwiślańskiego (raczej skansenik, bo duży nie jest).

Wiele osób wie o tym, że na Żuławy Wiślane przyjechali Olędrzy, czyli mennonici (wyznawcy anabaptyzmu), żeby tereny te osuszać, mało kto jednak spodziewałby się, że również na Mazowszu, nad Wisłą w rejonie Troszyna, Zycka, Wiączemina, Wymyśla czy Świniar też oni mieszkali.

Śladów osadnictwa olęderskiego jest bardzo mało, tu jakiś dom, tam ruiny, gdzieniegdzie pozostałości po cmentarzu, więc tym bardziej cieszy próba zebrania i udostępnienia tego, co zostało po ludziach, którzy w zdecydowanej większości opuścili te ziemie w 1945 roku.

Co ciekawe pozostałością po osadnictwie olęderskim są... wierzby! Tak, te tak charakterystyczne dla Mazowsza, że wręcz uznawane za symbol regionu, drzewa sadzili mennonici po to, żeby osuszać te tereny.

Zwiedzając skansen możemy zobaczyć kilka zachowanych chałup,

kościół ewangelicko-augsburski

szkołę z mieszkaniem nauczyciela


oraz cmentarz

Można również zobaczyć, jak mieszkali i jak żyli ludzie na przełomie XIX i XX w. Pod pewnymi względami absolutnie podobni do mieszkającej tu ludności polskiej

A jednocześnie tak różni. A ponieważ nie asymilowali się oni z Polakami, wiemy o nich niewiele...Dla mnie bardzo ciekawym eksponatem była gofrownica, na której znajduje się przepis na gofry!

Dla amatorów zdjęć zwierzątek jest tu istny raj: żurawie (nie wiedziałem, że potrafią być takie głośne), sarny, jelenie, łosie, czy dziki to nie jest rzadki widok w tych stronach. Ja, niestety, nie zrobiłem żadnego, bo wszystko, co mnie zobaczyło uciekało w te pędy 😢 Jedyne, które uwieczniłem to dwa rude kociska (a i to przez okno), ale to dlatego, że im się nie chciało nigdzie ruszać (może dlatego, że były w domu, a na zewnątrz zimno?)

Podsumowując wizytę w skansenie, warto. Nie jest on duży, ale można sporo zobaczyć, wejście jest za darmo, więc, jakbyście kiedyś byli w pobliżu, zachęcam do odwiedzin.

Wracając zatrzymałem się jeszcze w Troszynie Polskim, gdzie znajduje się zabytkowy kościół

Dwie przybite na nim tabliczki pokazują, że płynąca niedaleko Wisła to potężna i dzika rzeka i tak jak dawała i daje ludziom zajęcie i źródło utrzymania, tak bywa wyjątkowo groźna i powodzie w tym rejonie zdarzają się często.

Stąd zresztą Olędrzy budowali swoje domy na tzw. terpach, czyli sztucznych wzniesieniach i mieli szerokie wejścia na strych, żeby tam wnieść w razie potrzeby ... zwierzątka gospodarskie 🙂

Po drodze odwiedzam jeszcze Dobrzyków, gdzie fotografuje kościół

ciekawy mostek

chyba trochę niebezpieczny

i ładny, choć bardzo zaniedbany i popadający w ruinę domek.

Zanim dojadę do domu, czekają na mnie jeszcze dwa ciekawe widoki – to Jezioro Górskie (letnia Mekka dla mieszkańców pobliskiego Płocka)

oraz Stado Ogierów w Łącku, gdzie akurat odbywały się zawody w powożeniu

I tak, po przejechaniu prawie 80 km, wracam do domu.