Śluza Dębowo + Kopytkowo i Dolistowo, czyli Kanał Augustowski+
Śluzy na Kanale Augustowskim miały być wyjściem awaryjnym na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu nie udało się pojechać na zaplanowany urlop. Urlop się udał, nie było potrzeby sięgania po plan awaryjny, ale pomysły na wycieczki związane z Kanałem Augustowskim zostały. Szkoda, żeby takie dobre pomysły się marnowały…
Kanał Augustowski jest unikatowym dziełem budownictwa wodnego z pierwszej połowy XIX wieku. Miał połączyć Biebrzę z Niemnem i stworzyć szlak wodny łączący Wisłę z Bałtykiem z pominięciem Prus. Jego całkowita długość wynosi około 103,4 km. Jest położony na terenie Polski i Białorusi. 14 śluz znajduje się po stronie polskiej, 1 w pasie granicznym i 3 po stronie białoruskiej. Obecnie Kanał Augustowski jest wykorzystywany jako malowniczy szlak wodny.
Na początek – początek Kanału Augustowskiego. Kanał Augustowski kojarzy się głównie z okolicami Augustowa, ale zaczyna się nad Biebrzą.
Pierwszą śluzą na kanale od strony Biebrzy jest śluza Dębowo. Przyjechaliśmy do niej z Dolistowa drogą biegnącą wzdłuż Biebrzy, krętą jak Biebrza i przez Biebrzę czasem zalewaną.
Śluza Dębowo położona jest na 0,35 km Kanału Augustowskiego. Została wybudowana w latach 1826 – 1827 pod kierunkiem podporucznika inżyniera Michała Przyrembla. Jest jednokomorowa, a konstrukcję ma betonowo – ceglaną. Pozwala pokonać różnicę poziomów 2,07 m w czasie około 20 minut. Wrota śluzy są drewniane, otwierane ręcznie. Warto zwrócić uwagę na niewielki domek operatora znajdujący się obok śluzy.
Po obejrzeniu śluzy Dębowo, przenieśliśmy się w typowo biebrzańskie klimaty.
Marzyło mi się przejście żółtym szlakiem z Kopytkowa do wydm i wieży widokowej na uroczysku Nowy Świat. Niestety nie udało się. Czytałam, że ten odcinek szlaku jest trudny i sezonowo niedostępny. Nie brałam go pod uwagę wiosną, ale w październiku miałam nadzieję, że da się przejść suchą nogą. Tymczasem okazało się, że nawet teraz bez kaloszy ani rusz.
Znaki szlaku umieszczone na tyczkach są dobrze widoczne, odległość do przejścia wynosi ok. 3 km, ale woda sięga do kostek. Żadnej kładki nie ma. Pewnie mogłaby przeszkadzać łosiom, a tu ich potrzeby są ważniejsze niż wygoda turystów.
Kilka kroków (albo raczej kilka susów) zrobiłam skacząc po wysokich kępach turzyc, aż w końcu nie trafiłam nogą na kolejną kępę i … nie uszło mi to na sucho.
Wycofałam się szepcząc pod nosem prośbę do świętego Mikołaja o porządne kalosze. Jak się uda to wrócimy tu następnego lata lepiej przygotowani.
Nie zamierzałam jeszcze rozstawać się z Biebrzą. Wróciliśmy do Dolistowa i rozsiedliśmy się pod wiatą przy plaży na mały piknik.
Towarzyszyły nam żurawie odlatujące na zimę. Klucze tych pięknych ptaków jeden za drugim przemierzały niebo nad naszymi głowami z głośnym klangorem. Patrzyłam i słuchałam ze świadomością, że na następną taką okazję pewnie trzeba będzie czekać aż do wiosny. Na razie razem z żurawiami zakończyliśmy sezon turystyczny.