Twierdze, bunkry, schrony – Święta Lipka i Gierłoż w deszczu
Głównym motywem naszego sierpniowego wyjazdu było zwiedzenie Wilczego Szańca. Syna interesuje taka tematyka, a nie pojechał z nami na wspólny urlop i dlatego powstał pomysł dodatkowego weekendowego wypadu do Gierłoży.
Zanim jednak dotarliśmy do celu nastąpił mały „skok w bok”. Przed południem odwiedziliśmy Świętą Lipkę, bo po pierwsze była niedziela, a po drugie mamy dużo pięknych, ważnych, ale też zabawnych wspomnień związanych ze świętolipskim Sanktuarium Maryjnym.
Kiedyś byliśmy tu na zorganizowanym wyjeździe studenckim. Jeden z organizatorów zachęcał: Przyjeżdżajcie, przyjeżdżajcie. Pogoda zamówiona. Później przez całe 10 dni lało z małymi przerwami. Pytamy go: No i co z tą pogodą? Miała być zamówiona. A on na to: Zamówiona! Tylko spóźnili się z dostawą… 🙂
Dlaczego akurat ta sytuacja mi się przypomniała? Bo znów w Świętej Lipce lało jak z cebra. To wcale nie znaczy, że tu zawsze pada, bo zdarzało się nam trafiać też na ładną pogodę, ale tym razem lało i już.
Byliśmy na Mszy Świętej w świętolipskiej bazylice i pospacerowaliśmy w krużgankach.
Później, nie czekając na prezentację organów, zjedliśmy obiad i pojechaliśmy do Gierłoży.
Zwiedzanie kwatery głównej Hitlera zaczynaliśmy w strugach deszczu. W punkcie z pamiątkami skończyły się zapasy parasoli i peleryn przeciwdeszczowych.
Bunkry zniszczone w większym lub mniejszym stopniu tylko częściowo chroniły przed opadami.
Rozrzucone wśród drzew betonowe ściany porośnięte mchem były mokre i oślizgłe.
W jednym z pomieszczeń przedstawiono scenę zamachu na Adolfa Hitlera z 20.VII.1944 roku.
Pod koniec zwiedzania przestało padać, a my obejrzeliśmy jeszcze ekspozycję poświęconą Powstaniu Warszawskiemu.
Ogólnie Wilczy Szaniec wywarł na mnie dość przygnębiające wrażenie, a deszczowa pogoda z jednej strony pasowała do tego miejsca z ponurą historią, a z drugiej dodatkowo zwiększała nastrój grozy. Nie było to zwiedzanie lekkie, łatwe i przyjemne, ale jednak warto choć raz zobaczyć miejsce, gdzie zapadały decyzje mające wpływ na przebieg wojny.
Z radością wracaliśmy do ciepłego, suchego (!) i przytulnego pokoju w pensjonacie w Martianach.