W paśmie Sudetów - Dzień IX - szlakiem karkonoskich wodospadów (Łabski, Kamieńczyka, Panczawski)

Dziewiątego dnia rozpoczynamy ostatnią górską wędrówkę tego wyjazdu. Za to taką, z której zawidziane krajobrazy pozostaną już z nami, podobnie jak plany powrotu na ten szlak. Naszą drogę rozpoczynamy w Szklarskiej Porębie idąc przez dobrze znane dla wszystkich miejsce czyli przez Wodospad Kamieńczyka – najwyższy wodospad polskiej części Sudetów znajdujący się na wysokości 846 m.n.p.m.

Woda opada tu kaskadami z wysokości 27 metrów na dno potoku płynącego wąską gardzielą pomiędzy pionowymi wysokimi skałami. To niezwykle klimatyczne miejsce zostało udostępnione turystom, jednak tylko w określonych godzinach i za opłatą. Podążamy wraz z czerwonymi znakami, które będą nad prowadzić przez ponad 3 km i prawie 500 m. przewyższenia na Halę Szrenicką i Graniczną Łąkę pod Schroniskiem na Szrenicy. Mimo, wydawać by się mogło sporej odległości i różnicy wysokości, droga nie sprawia żadnego problemu a pod samą Halę prowadzi nas... kostka (najpierw bardziej nierówna przypominająca bruk, później ładnie równo wyłożona o kształcie sześciokąta. No nie będzie ta trasa należała do moich ulubionych, ale stanowi dobrą drogę jako odcinek przejściowy. Na Halę docieramy chwilę po 10, a więc równą godzinę po przystanku nad wodospadem. Gościmy tam prawie godzinę przy śniadaniu, gorącej herbatce i rozległej panoramie.

Hala jednak nie jest naturalnym tworem – powstała wskutek wyrębu drzew i zasiedlenia. Stąd dalej prowadzeni tym samym kolorem, mijamy słynne Trzy Świnki czyli skałki o wysokości 8, 5 i 2,5 metra.

Kawałek dalej pojawiają się żółte oznaczenia, które skręcają na czeską stronę, a wraz z nimi i my. Po niespełna kilometrze docieramy do schroniska Vosecka Bouda, spod której rozpościera się piękna panorama,

a po drodze możemy zaobserwować imponujące zbocza Śnieżnych Kotłów.

Jesteśmy na wysokości 1250 metrów, a przed nami 2,5 kilometra przyjemnej wąskiej ścieżki wśród zieleni z miejscowo odkrywającym się krajobrazem, która doprowadzi nas 100 metrów wyżej, a po wyborze pójścia drogą w lewo dotrzemy do źródeł Łaby. Tutaj czeka nas całkowita zmiana klimatu – wchodzimy na szeroką drogę z odsłoniętym terenem wokół. Cały czas towarzyszy nam widok na Śnieżne Kotły. Teraz dla odmiany 100 metrów w dalszym ciągu drogą podobnego typu. Należy w tym miejscu dodać, że przy słońcu prezentującym się w pełnej krasie droga ta wyśmienicie wpływa na spalanie : ] Po 3 kilometrach docieramy do schroniska Labska Bouda. Jeszcze przed dotarciem na miejsce odkrywają się przed nami piękne widoki.


Miejsce oznaczone źródeł Łaby jest miejscem symbolicznym, ponieważ samej źródła znajdują się na powyższej łące. Wody Łaby ujęto tu w cembrowinę, a na murku umieszczono herby miast, przez które przepływa. Tutaj ma swój początek legenda i Duchu Gór. Z kolei schronisko, a właściwie obecnie – hotel górski z restauracją – wznoszący się na 8 pięter wkomponowany w stok zaczynał swoją karierę od bycia małym szałasem, w którym sprzedawano kozi ser i mleko, a było to w I poł. XIX wieku, później powstał większy budynek, które jednak spłonął. Obecny został wybudowany w latach 1969 – 1975. Otwiera się on na rozległą górską panoramę , a odpowiednio skomponowany z otoczeniem nie razi swą wielkością, nie dominuje górskiego krajobrazu, ale stapia się z nim dając możliwość wytchnienia. Stąd od Wodospadu Panczawskiego dzieli nas już tylko kilometr. Cały ten odcinek otwiera przed nami bajeczne panoramy.

Sam wodospad możemy oglądać z punktu widokowego Ambrozova vyhlidka.

Stoimy przed najwyższym wodospadem Karkonoszy mającym 148 metrów wysokości, położony w dodatku w niezwykle malowniczym terenie.


Po ok. 40 minutach wracamy w okolice schroniska, a dalsza nasza droga czyli już powrotna będzie wiodła żółtym szlakiem. Ale nie tak szybko... nieopodal czeka na nas jeszcze jedna atrakcja, której absolutnie nie można pominąć – Labsky wodospad, który sięga wysokości 45 metrów i wpada kaskadowo w Łabski Kocioł. Obserwować można go ze specjalnie zbudowanego punktu widokowego. Choć jest mniej wspominany w przewodnikach, jego krajobraz niczym nie odstaje od promowanego wodospadu Panczawskiego.


Opuszczamy ten rejon ok. godziny 15, a przed nami wspinaczka na Śnieżne Kotły, jednak dość spokojną kamienistą ścieżką (dość równą). Na odcinku ok. 2 km zdobywamy 200 metrów przewyższenia. Dalej towarzyszy nam ten sam kolor aż do rozejście poniżej Schroniska pod Łabski Szczytem. Osiągamy Kotły i rozpoczynamy odwrót – dlatego kierujemy się na ścieżkę wiodącą ku wspomnianemu schronisku. A na niej wytwarza się specyficzna dająca wytchnienie atmosfera. Czas popołudniowy, po cały dniu mocnego słońca, troszkę jakby chłodniej, pusta droga i cisza, tylko dźwięk marszu i schodzące coraz niżej słońce. Na wspomnianym rozejściu – przy kukułczych skałach jesteśmy ok. 17, a przed nami zielony szlak, który za 3 km doprowadzi nas do drogi którą rano skierowaliśmy się do Wodospadu Kamieńczyka.





Cała trasa liczy 22 km i jest przewidziana na 7,35 h; suma podejść i zejść to 1067 m, a najwyższy punkt to 1500 m.n.p.m.
Kolejny dzień jest ostatnim w całości spędzonym na miejscu, decydujemy się na spędzenie go na miejscu – siedzimy na tarasie i w ciszy delektujemy się piękną panoramą, a w między czasie w pobliskim lasu zbieramy kosz grzybów.
To był zdecydowanie dobry plan na ten ostatni dzień, zwłaszcza że pozostałe 9 dni obfitowało w atrakcje oraz górskie szlaki.