W paśmie Sudetów - Dzień VII/VIII - w Parku Krajobrazowym Doliny Bobru, Pilchowice, Izery
Siódmego dnia trasa zdecydowanie mniej górska – jedną ze ścieżek Parku Krajobrazowego Doliny Bobru. Wybór pada na Jezioro Pilchowickie oraz Kapitański mostek. Ten krótki spacer rozpoczynamy przy Zaporze na jeziorze.
Imponujących rozmiarów konstrukcja została wybudowana w latach 1902 – 1912 jako odpowiedź na ciągłe wylewy rzeki Bóbr. Ówcześnie była ona największą zaporą kamienno-betonową w Europie (62 m wysokości i 290 m długości, grubość murów w podstawie to 50 m!). Z zapory rozciąga się na jezioro, które obrasta zielonym szlamikiem – wygląda to dość jadowicie.
By kierować się w stronę naszego celu, musimy przejść zaporę na drugą stronę i wejść na niebieski szlak. Po kilku krokach lądujemy w lesie. Przemieszczamy się wąską wijącą się troszkę w górę, troszkę w dół ścieżką, w dość sporej gęstwinie,
na nie małej wysokości, co widać w miejscach rzadziej porośniętych drzewami - odsłaniają się tam widoki na fragmenty jeziora. To są właśnie jedne z tych najbardziej ulubionych tras gdzie możemy w pełni obcować z naturą.
Nie mijamy zbyt wielu turystów – wędrówka z dala od głównych atrakcji, po bagienkowatych ścieżkach (miejscami), nie jest dla wielu aż tak atrakcyjną opcją spędzania czasu. Po lesistym fragmencie, wychodzimy na otwartą przestrzeń, z której możemy podziwiać panoramę jeziora.
Kolejny etap, to znów dość wąska ścieżka, która tutaj zaczyna biec troszkę pod górę – i to ona ma doprowadzić nas do kapitańskiego mostku. Ten punkt widokowy znajduje się 50 metrów ponad lustrem Bobru. Skały tutaj mają układ kaskadowy, a na jego najwyższy punkt prowadzą wykute w skale stopnie, po których wspinaczkę ułatwiają metalowe poręcze. Legenda głosi, że miejsce to było siedliskiem i dobry duszków więc spokojnie – nic złego nam nie grozi. Po zejściu z mostku kierujemy kroki na żółty szlak, którym oddalimy się nieco od jeziora i wejdziemy w sielską krainę. Czeka nas bardzo przyjemna i w ogóle nie męcząca wędrówka wśród pół i łąk aż do samej zapory.
Cała trasa to 8 km. Dopiero po czasie zauważyłam, że można było wydłużyć trasę o Dziki Wąwóz zachodząc kawałek dalej żółtym szlakiem – wtedy odległość wyniosłaby ok. 12 km.
Kolejny dzień troszkę szalony, ponieważ jedziemy godzinę autem by rozpocząć szlak w Izerach. Widoki po drodze zapierają dech. Dokładnie lądujemy w Czerniawie, gdzie wkraczamy na ścieżkę przyrodniczą koło Domu Uzdrowiskowego i kierujemy się na Czerniawską Kopę (776 m.n.p.m.) gdzie czeka na nas drewniana wieża widokowa. Jesteśmy tam ok. godziny 10, wdrapujemy się na górę, a naszym oczom ukazuje się przepastny widok, od którego ciężko odejść.
Od tego momentu idziemy pod górę wspinając się na stoki Smreka (1124 m.n.p.m.). Droga może zmęczyć, ponieważ wiedzie przez mocno kamienisty wąwóz pod dość odczuwalnym kątem. Po drodze mijamy Tabulowy Kamień, który informuje, że do 1815 roku znajdował się tutaj trójstyk historycznych granic Górnych Łużyc, Śląska i Czech.
Idąc cały czas zielonym szlakiem docieramy do schroniska na stogu Izerskim. Panuje tu spory tłok, ale udaje nam się odnaleźć skrawek miejsca na odpoczynek i posiłek.
Stąd dalej zielonym szlakiem z powrotem do Czerniawy. Zaskakujące jest fakt, że to zejście wiedzie asfaltem. Myślę sobie – w sumie dobrze – pójdzie szybko i sprawnie. Rzeczywiście można bardzo szybko... stoczyć się z tej drogi lub wypaść na zakręci ; ) Oj, mocno bije po kolanach to zejście. Stanowi ono jednocześnie drogę rowerową na Stóg. Chyba jednak nie podjęłabym się wyzwania patrząc na wytrawnych rowerzystów, którzy albo dawali radę ostatkiem sił albo wywieszali białą flagę.
Trasa to około 12 km.