Podlaskie cerkwie i ... komary
Ta podróż miała wyglądać inaczej, planowałem pojechać trochę bliżej granicy. Niestety, stan wyjątkowy popsuł mi plany, a ponieważ bilety zostały zakupione wcześniej i pogoda miała dopisywać, postanowiłem zmodyfikować swój plan. I tak narodził się pomysł wycieczki tematycznej szlakiem podlaskich cerkwi.
Po przyjeździe okazało się, że oprócz pięknych podlaskich widoków
wspaniałej drewnianej zabudowy w „Krainie otwartych okiennic”
w charakterze bonusu dostałem ogromną ilość komarów. Przyznam, że takiej liczby „krwiopijców” nie spotkałem nigdy w życiu. Bardzo utrudniały zwiedzanie i cieszenie się widokami, ale cóż, na pewne rzeczy nie mamy żadnego wpływu, więc musiałem przyjąć to ze stoickim spokojem. Jeżeli chodzi o główny cel mojej podróży, to zobaczyłem 20 różnego typu świątyń. Były cerkwie małe i duże, stare i zupełnie nowe, drewniane i murowane. „zwykłe” i cmentarne, szare, zielone i niebieskie, zabytkowe i nowoczesne... Wszystkie łączy jednak wspólny mianownik: są piękne, kolorowe i wyjątkowo klimatyczne i dla mnie, mieszkańca Mazowsza urodzonego na Dolnym Śląsku są totalną niewiadomą. Nie wiem o nich prawie nic, ale to zupełnie nie przeszkadzało mi w ich podziwianiu. Ale ad rem.
Zacząłem swą wyprawę od pociągu TLK „Hańcza” relacji Kraków – Suwałki i jazdy do Łap. Stąd miałem wyruszyć i faktycznie wyruszyłem, ale.... Awaria łańcucha doprowadziła do pewnego opóźnienia, które będzie miało swoje znaczenie w dalszym ciągu podróży. Ostatnio zauważyłem, że podczas każdej mojej podróży coś mi się przydarza, albo przebita dętka, albo zerwany łańcuch albo jeszcze coś innego. Po naprawie wyjeżdżam, kierując się najpierw w stronę Białegostoku, a następnie skręcając na miejscowość Borowskie, żeby przez Turośń, Czaczki, Rostołty i Biele dojechać do Złotników. Po drodze zatrzymuję się na chwilę, żeby zrobić zdjęcie studni z żurawiem, kiedyś tak popularnych, teraz prawie niewystępujących.
W Złotnikach oglądam ciekawą kapliczkę
i jadę dalej, do Rybołów, gdzie podziwiam dwie cerkwie: św. Jerzego
oraz św. Kosmy i Damiana
Podziwiam również liczne, charakterystyczne dla tych rejonów, domy
i skręcam do Pawłów, gdzie odwiedzam kolejną cerkiew cmentarną
a już po wyjeździe z miejscowości zatrzymuję się przy obelisku upamiętniającym bitwę oddziału AK z formacji Uderzeniowych Batalionów Kadrowych pod dowództwem por. Stanisława Pieciula „Radecki”, w wyniku której większość partyzantów zginęła.
I tak docieram do miejscowości Puchły, gdzie znajduje się chyba najpiękniejsza cerkiew na mojej trasie: pw. Opieki Matki Bożej
Obok niej znajduje się grób długoletniego proboszcza parafii i jego żony.
Już wcześniej wjeżdżam na słynne podlaskie drogi, piaszczyste lub szutrowe ze słynną „tarką”, kto jechał, ten wie 🙂
Kolejnym etapem mojej podróży jest Trześcianka z następną śliczną, zieloną świątynią
Obok niej znajduje się tablica upamiętniająca tragiczny epizod z dziejów tej ziemi, czyli tzw. „bieżeństwa”, kiedy to Rosjanie zarządzili ewakuację ludności prawosławnej bez należytego przygotowania, często bez jedzenia i picia, co – oczywiście – kosztowało życie wielu ludzi, przede wszystkim dzieci.
I tak, podziwiając niesamowite okoliczności przyrody i myśląc o tragizmie historii, dojeżdżam do Odrynków, gdzie czekają na mnie dwie cerkwie, obydwie szczególne. Pierwsza z nich to tak naprawdę cały kompleks, czyli skit św. Antoniego i Teodozjusza. Jest to pustelnia udostępniona zwiedzającym położona w dolinie Narwi.
Cerkwi św. Jana Teologa musiałem trochę poszukać, ponieważ jest położona głęboko w lasach. Kolejna świątynia cmentarna
pięknie położona w lesie, oddalona kilka kilometrów od samej miejscowości. Obchodzę ją dookoła, dostarczając ogromnej radości i świeżego posiłku całej armii okolicznych komarzyc (ależ się cieszyły paskudy...). Lżejszy o jakieś pół litra krwi jadę do Narwi, tym razem miasta o takiej samej nazwie jak rzeka. Przy wjeździe do miasteczka wita mnie... kościół.
Była to jedyna katolicka świątynia jaką odwiedziłem podczas tej podróży. Całkiem sympatyczna i co ważne otwarta.
Również i tu oglądam dwie cerkwie. Pierwsza, Podwyższenia Krzyża Pańskiego, to śliczna, niebieska świątynia robiąca naprawdę duże wrażenie.
Druga, Kazańskiej Ikony Matki Boskiej, już tak do siebie nie przekonuje.
Kontynuuje swą „cerkiewną” podróż, kierując się do Tyniewicz Dużych
i Łosinki. Szczególnie pierwsza cerkiew w Łosince jest ciekawa
Ta położona na okolicznym cmentarzu już taka ładna nie jest.
Następny przystanek to Klejniki, gdzie znajduje się chyba największa odwiedzona przeze mnie cerkiew.
Tutaj również znajduje się mała kaplica cmentarna.
Tymczasem dzień się kończy, więc robię zdjęcie zachodu słońca (oczywiście, gdzież mu do pięknych zdjęć Joanny)
i śpieszę się, żeby zdążyć przed ciemnościami i odwiedzić jeszcze dwie cerkwie: w Koźlikach
i Ploskach
Niestety, awaria, o której wspominałem na początku relacji, spowodowała, że do ostatniej dojeżdżam już w nocy i w ciemnościach kontynuuje podróż do Bielska Podlaskiego, po drodze spotykając wracających z meczu z Białegostoku kibiców Stali Mielec. Niezłe przeżycie, proszę mi wierzyć 🙂 W samym Bielsku robię zdjęcia nocne cerkwi Narodzenia Bogurodzicy
Michała Archanioła
oraz sklepowi znanemu z filmu „Znachor”
Siedzę przez dłuższą chwilę (ponad godzinę), odpoczywając i „podziwiając” bawiącą się młodzież, po czym ruszam do Białegostoku, gdzie moja podróż, po przejechaniu ponad 203 km się kończy. Nieskromnie powiem: „Brawo ja!” Jeszcze tylko pamiątkowa fotografia odnowionego dworca i wsiadam do pociągu do domku