W paśmie Sudetów - Dzień V/VI - osada skryta przed słońcem, Wołogór, największy stół i karkonoskie Kotły (przez Budniki, Przełęcz Okraj, Skalny Stół i czerwony szlak nad kotłami)
W końcu ruszamy w góry. Trasa rozpoczyna się w Szklarskiej Porębie przy Kruczych Skałach. Ten odcinek już jest znany, ponieważ rok wcześniej też tutaj zaczynaliśmy kierując się na Śnieżkę. Jednak zamiast wchodzić w Sowią Dolinkę kierujemy się na zielony szlak w kierunku Przełęczy Okraj. Właściwie od rozejścia szlaku w tym miejscu aż do samej przełęczy towarzyszy nam jeden kolor, a odcinek liczy sobie 6,5 km. Teraz opisując po prawie roku tą trasę, uświadamiam sobie, że ten odcinek nie zapadł mi w pamięci. Oglądając zdjęcia przypominam sobie, że częściowo wiedzie on po dość kamienistym podłożu, trochę przypomina dziki wąwóz, przez którego mroczne zakamarki wkradają się promienie słońca,
później teren mienia się na bardziej odsłonięty. Droga ta prowadzi nas jakieś 300 metrów w górę. Do rozejścia z żółtym szlakiem zwana jest Tabaczną Ścieżką, a nazwa nawiązuję do faktu historycznego związanego z przemytem tabaki i tytoniu z Austrii do Prus. W połowie drogi docieramy do nie istniejącej już osady górskiej, położonej na wysokości 900 metrów – ukrytej nawet przed promieniami słonecznymi przez 113 dni w roku (pomiędzy końcem listopada, a połową marca). Wynikało to z położenia geograficznego. Fakt ten zapoczątkował wśród mieszkańców zwyczaj witania i żegnania słońca. Mowa tuta o Budnikach.
Była to osada utworzona w XVII wieku, a jej powstanie związane jest w Wojną trzydziestoletnią kiedy to mieszkańcy Kowar i okolicy uciekali szukając schronienia właśnie w górach w ten sposób powstały jeszcze: Połóg, Górne i Dolne Miasteczko, Zarośla Budziarskie i Kościelna Płaszczyzna. Nazwy interesującej nas osady zmieniały się kilkukrotnie, a tą którą znamy do dziś nadano w 1949 roku. Początkowe domostwa były zwykłymi ziemiankami, z czasem wznoszono domy mieszkalne, powstała szkoła oraz dwa schroniska (w tym jedno utworzone w 1889 roku z 16 miejscami noclegowymi). Osadę zamieszkiwało 77 osób, a mieściła się w dobrach rodziny Schaffgotschów z Cieplic. Ciekawostką jest powstanie tutaj w 1946 roku Ośrodka Wypoczynkowego Bratniej Pomocy Studentów Uniwersytetu i Politechniki Wrocławskiej, a kierowani tu byli studenci, którzy po przeżyciu obozu koncentracyjnego, mieli właśnie w tym miejscu poddać się rekonwalescencji fizycznej oraz psychicznej. Rezultaty, mimo spartańskich warunków, podobno były zadowalające. W 1950 roku rozpoczęło się w tym rejonie wydobycie rud urany, co spowodowało zamknięcie ośrodka oraz wysiedlenie pozostałych tu jeszcze ostatnich mieszkańców. Do dziś możemy odnajdować skryte wśród zielonego gąszczu resztki fundamentów oraz pieczary będące być może wspomnianymi ziemiankami? A może czymś w rodzaju piwnic? W latach '60. XX wieku powstało Towarzystwo Miłośników Budnik, którego celem było zachowanie pamięci o osadzie i jej mieszkańcach. Dzięki temu dzisiaj, możemy przejść tą trasę zapoznając się z historią miejsca zamieszczoną na tablicach informacyjnych oraz odpocząć pod drewnianą wiatą, próbując wyobrazić sobie jak wyglądało tu niegdyś życie.
Mieszkańców wspierał Duch Gór – Wołogór, który był pomocnikiem Liczyrzepy. Miał on pilnować porządku oraz wspierać tubylców w trudnych sprawach. Swoją siedzibę miał na Wołowej Górze. A ze wspomnienia jednego starca wiemy, że miał on postać ludzką w głową wołu. Jego moc zapewniona była przez magiczny totem, który zawsze dzierżył w dłoni. Przynajmniej tak niesie legenda.
Po tej lekcji historii wracamy na szlak. Docieramy do Przełęczy Okraj mocno zdziwieni – wielkie schronisko, asfaltowe ulice. No nie tego się spodziewaliśmy. Korzystamy z możliwości odpoczynku i napicia się czegoś
po czym kierujemy się na niebieski szlak w stronę Skalnego Stołu dobrze nam już znanego. Wiodą tam niebieskie znaki, które opuszczamy dopiero na zejściu do Sowiej Dolinki. Szlak aż do Skalnego Stołu (3 km) wiedzie pod górę, najpierw bardziej odczuwalną, później właściwie ma się wrażenie, że wędruje się po płaskim terenie.
Pod koniec już troszkę męczy ze względu na wszędobylskie bagienko, które trzeba omijać albo obchodząc szlak albo skacząc po kamieniach. Na Stole robi się dość przewiewnie, bez kurtki nie da się obejść. Podobnie jak rok wcześniej zasiadamy do posiłku jak to przy stole by wypadało i podziwiamy rozległą panoramę na dalszą część niebieskiego szlaku, oraz na Śnieżkę.
Stąd już tylko w dół. Najpierw jeszcze kilometr niebieskim szlakiem po Kowarskim Grzbiecie i na pierwszym rozejściu skręcamy w czarny szlak i we wspomnianą Sowią Dolinkę. Stąd od Kruczych Skał dzielą nas 4 km i 542 metry różnicy wysokości czyli dość sporo. Szlak jest dość dziki, trzeba pokonać troszkę kamiennych stopni. Zdecydowanie lubimy takie przejścia : ]
Cała trasa ma 15,4 km, przewidziana jest na 5.20 minut i musimy na niej pokonać 839 metrów przewyższeń w górę i 839 w dół. Najwyższym punktem na trasie jest Skalny Stół 1282 m.n.p.m.
Kolejny dzień to kolejna pętelka z Karpacza rozpoczynająca się kończąca na Łomnickim rozdrożu. Spokojną Doliną Pląsawy (zielony szlak) docieramy do Polany w Karkonoszach. Ruch na tym szlaku niewielki, ponieważ znaczna większość w to miejsce wybiera szlak brukowany. Z Polany kierujemy się żółtym szlakiem tak samo jak na Pielgrzymy jednak nie skręcamy na rozejściu, a idziemy prosto wraz z zielonymi znakami. Jest to prawie 5-kilometrowy odcinek, którym wchodzi trochę ponad 100 metrów w górę pod Mały Szyszak więc jak można się domyślić nie odczuwa się tego w ogóle. Odcinek ten dla wielu może wydawać się nużący. Cały czas poruszamy się wśród gąszczu zieleni, po prawie płaskim terenie i kładkowo - gruntowej ścieżce z kamieniami. Spokojny i przyjemny marsz pozwala na odetchnięcie naturą.
Ostatecznie do Przełęczy Karkonoskiej nie docieramy, ponieważ odcinek od naszego zakrętu musielibyśmy wracać z powrotem, nie uznajemy tego za priorytetowe zadanie tego dnia więc bez tej atrakcji ruszamy dalej. Wchodzimy na szlak czerwony i kierujemy się w stronę Stawów Małego i Wielkiego, a dokładnie do rozejścia przy Spalonej Strażnicy, która jest jednocześnie najwyższym punktem tego dnia (1430 m.n.p.m.). Ten odcinek to 6 km wędrówki szlakiem grzbietowym.
Różnica wysokości do pokonania to niecałe 200 metrów więc znów możemy nastawić się na spokojną wędrówkę, ale tym razem bardziej widokową. Po drodze mijamy słynny słonecznik.
Jest też tutaj możliwość skrócenia sobie trasy, ale ponieważ szlak nie jest wymagający, nie korzystamy z takiej okazji. Idziemy dalej przez Kopę nad Moreną ponad dwoma stawami, skąd możemy podziwiać widoki (więcej zdjęć z tego miejsca w relacji z Karkonoszy z roku wcześniejszego),
skręcamy w dół dopiero przy wspomnianej Spalonej Strażnicy na niebieski szlak. Tutaj decydujemy się na zejście żółtym szlakiem do punktu wyjście. Nie jest to ciekawy odcinek drogi, ale pozwala szybko i bezproblemowo dotrzeć na dół.
Cała droga to 18 km przewidziana na 6 h, suma przewyższeń to 857 metrów zarówno w górę jak i w dół.