Krajobraz po bitwie… pod Grunwaldem
Po zdobyciu kilku krzyżackich zamków, przyszedł czas aby zmierzyć się z rycerzami Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, czyli po prostu Krzyżakami, na otwartym polu.
Wyruszyliśmy pod Grunwald. W tym roku bitwa została odwołana z powodu obostrzeń sanitarnych. Z resztą i tak nie zdążylibyśmy wesprzeć walczących, bo było już po 15 lipca. W związku z tym na pola grunwaldzkie dotarliśmy w całkiem pokojowych nastrojach.
Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie z przewodnikiem. Przebywanie w grupie ludzi bardzo utrudniało robienie zdjęć, ale z drugiej strony przewodnik opowiadał tak ciekawie, że nie żałuję wyboru tej opcji zwiedzania.
Przeszliśmy przy ruinach Pomnika Grunwaldzkiego z Krakowa. Powstał on w Krakowie w 1910 roku w 500. rocznicę bitwy pod Grunwaldem, następnie został zniszczony przez Niemców w 1939 roku, a część granitowych bloków w 1976 roku przewieziono pod Grunwald.
Najbardziej charakterystycznym punktem pól grunwaldzkich jest pomnik i chorągwie umieszczone w centralnym miejscu między Grunwaldem, Stębarkiem i Łodwigowem, gdzie w 1410 roku rozegrała się słynna bitwa.
W wersji polskiej bitwa zawdzięcza nazwę Grunwaldowi, ale w wersji niemieckiej Stębarkowi. Nazywana jest ona I Bitwą pod Tannenbergiem (a Tannenberg to Stębark) w odróżnieniu od II Bitwy pod Tannenbergiem, która rozegrała się podczas I wojny światowej między Niemcami i Rosjanami. Zwiedzanie z przewodnikiem kończy się w Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej.
Następnie już sami po krótkim wahaniu zdecydowaliśmy się pójść aż na Kopiec Jagiełły.
Jeśli król faktycznie stąd dowodził wojskami polsko-litewskimi, to zapewne miał dobry widok na wszystko, co działo się na polu bitwy. My mieliśmy dobre miejsce na odpoczynek.
Wracając zatrzymaliśmy się przy kamieniu poświęconym Urykowi von Jungingen w prawdopodobnym miejscu jego śmierci.
Podeszliśmy też do ruin Kaplicy Pobitewnej wzniesionej przez Krzyżaków dla uczczenia pamięci poległych i poświęconej w 1413 roku.
Spacerowaliśmy tylko po polu bitwy, a zrobiliśmy prawie 6 km, co pokazuje jak rozległy był teren walki.
Dumni z odniesionego zwycięstwa wróciliśmy do Plusek, aby nie przegapić zachodu słońca.